31 grudnia 2012

Biegiem przez rok - przygotowania do pierwszego maratonu

5. Poznań Półmaraton
Koniec roku, podsumowania i rozliczenia z samym sobą, zawsze kojarzą mi się z Bridget Jones i postanowieniami, których nawet przez sekundę nie zamierza się zrealizować. Nie tym razem jednak. Kiedy wchodziłem w 2012 rok, który był jednocześnie rokiem moich trzydziestych urodzin założyłem sobie, że w tym roku przebiegnę maraton. W końcu jeżeli życie zaczyna się po trzydziestce, to warto je zacząć jakimś mocniejszym akcentem. Dzisiaj z dumą mogę powiedzieć, że cel udało mi się zrealizować, czym naturalnie z chwaliłem i chwalę do dzisiaj (zobacz: Zostałem mężczyzną - mój pierwszy maraton). Wiadomo, że kto sieje wiatr ten zbiera burzę, tak za moim maratońskim lansem idą pytania. To, które powtarza się najczęściej brzmi: czy trudno przygotować się do maratonu? W ramach podsumowania opowiem, więc jak ja to zrobiłem, a niech sobie każdy oceni, czy to trudna sztuka, czy nie.

Zacznijmy od małego tła. Na początku 2012 miałem za sobą mniej więcej trzy miesiące biegania dwa do trzech razy w tygodniu (wcześniej przez blisko siedem lat nie ruszałem się wcale). Tygodniowo nie przebiegałem więcej niż 20 kilometrów. Nadłuższy dystans jaki pokonałem wynosił 6,5 km. Początkowo w treningach bardzo pomagała mi aplikacja adidas miCoach. Ten komórkowy trener trzymał mnie ostro w ryzach studząc mój zapał do forsowania tempa, a jednocześnie poprzez ułożony plan motywował do wychodzenia na kolejne treningi. Naprawdę fajna sprawa dla zaczynających biegać.

21 stycznia pierwszy raz przekroczyłem granicę 10 km, co prawda tylko o 700 metrów, ale wówczas miało to dla mnie duże znaczenie.W lutym zadebiutowałem na "dyszkę" w Gdyni i jednocześnie zadebiutowałem w biegach ulicznych w ogóle. Mój trening zasadniczo się nie zmienił. Biegałem dwa razy w tygodniu po 5-6 kilometrów. Do tego dołożyłem jeden bieg w weekend  na około 10 km. Dwa razy zdarzyło mi się wypuścić na ciut dłuższą przebieżkę. Największy dystans jaki pokonałem trenując do półmaratonu wyniósł 16,5 km.

21 grudnia 2012

Nie będzie końca świata

Koniec świata, czyli coś po czym jak mawiał jeden kandydat na prezydenta Białegostoku "nie będzie bandyctwa, nie będzie złodziejstwa, nie będzie niczego".


20 grudnia 2012

Rozgrzewka przed bieganiem - wyniki badania

Rozgrzewka, czyli niechciane dziecko każdej uprawianej amatorsko dyscypliny sportowej. Nie inaczej jest z bieganiem. Pomimo tego, że trenerzy i profesjonalni zawodnicy podkreślają jej wagę to zaledwie 60% biegaczy zazwyczaj rozgrzewa się przed treningami, a jedynie 38% robi to zawsze.


Co ciekawe świadomość biegaczy o potrzebie przeprowadzania rozgrzewki nie rośnie wraz z ich doświadczeniem. Odsetek rozgrzewających się przed każdym treningiem jest podobny wśród osób zaczynających swoją przygodę z bieganiem (36% z biegających krócej niż rok) jak i biegających ponad cztery lata - 39%. Nie zwiększa się również z intensywnością treningu. Osoby biegające więcej niż cztery razy w tygodniu wcale nie rozgrzewają się częściej niż te trenujące rzadko.

7 grudnia 2012

Rozgrzewka przed bieganiem - małe badanie

Rozgrzewka, czyli coś co wszyscy wiedzą, że powinni robić, ale z realizacją bywa różnie. Ciekawi mnie jak to jest. Kto się rozgrzewa, a kto nie? Przygotowałem krótką anonimową ankietę - 9 pytań. Jej wypełnienie zajmuje tak mało czasu, że nawet wasz szef nie zorientuje się, że zamiast zwyczajowo, jak inni pracownicy przeglądać przed świętami allegro, pomagacie mi w badaniu. Będzie mi też niezmiernie miło (poczuliście tę słodycz?) jeśli podrzucicie link swoim znajomym biegaczkom i biegaczom. Wyniki naturalnie zaprezentuję na blogu.

----
Badanie zostało zakończone. Podsumowanie we wpisie Rozgrzewka przed bieganiem - wyniki badania

30 listopada 2012

Bieganie po stadionie - tysiączki

(Stadion GOKF, zdjęcie pochodzi z serwisu Google Earth)
Jak ognia unikam biegania po stadionowej bieżni. Na myśl o zaliczaniu kolejnych kółek mam drgawki. Stanąłem jednak przed poważnym problemem. Mój plan treningowy zakłada bieganie tzw. tysiączków, czyli jednokilometrowych odcinków w szybkim tempie z czterominutową przerwą na trucht. Gdzie zatem znaleźć dobrze odmierzony odcinek, który jest w miarę płaski i nie ma na nim przeszkód? No dobra, niech już będzie ten stadion. Trzeba tylko jakiś znaleźć. W takich sytuacjach z pomocą przychodzi Google Maps. Padło na obiekt Gdańskiego Ośrodka Kultury Fizycznej. Sprawdziłem opinie w sieci. Bieżnia jest żużlowa, pełnowymiarowa i co najważniejsze - ogólnodostępna.

28 listopada 2012

Maraton w wersji papierowej

Świeża i pachnąca jeszcze farbą drukarską. Moja relacja z pierwszego w życiu maratonu w wersji papierowej wylądowała dzisiaj na moim biurku. Niby to tylko przedruk tego co ukazało się na blogu (zobacz: Zostałem mężczyzną - mój pierwszy maraton). Zmiany niewielkie. Niby to biuletyn wewnętrzny. Jednak ten papier ma jakieś symboliczne, namacalne znaczenie. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale to bardzo przyjemne uczucie. Teraz mogę pisemko do domu zabrać, bliższej i dalszej rodzinie pokazać, a na koniec położyć w toalecie żeby każdy mógł zobaczyć jak to fajnie przebiec maraton. Czyż nie cool? :)

PS. Tak obszerny materiał pewnie nie ukazałby się bez niepoprawnie fajnych zdjęć Izy.

24 listopada 2012

Badanie stopy biegacza – robić, czy nie robić?

Bieg rejestruje kamera umieszczona za stopami.
(na zdj. Maciek w trakcie badania)
Odciskałem mokrą stopę na kartce. Malowałem farbkami. Sprawdzałem, gdzie ścierają się buty i porównywałem ze zdjęciami z sieci. Przeczytałem masę artykułów. Z tych moich prób wynikało, że powinienem dobierać obuwie dla stopy neutralnej z lekką supinacją. Już wyszukałem kilka modeli, którymi byłbym zainteresowany i… dobrze, że żadnego nie kupiłem.

Badania stopy nie zrobiłem do tej pory z kilku powodów. Do sklepu, który robi takie badanie jakoś nigdy nie było mi po drodze, poza tym trzeba za nie zapłacić (większość bada za darmo tylko jeżeli kupisz u nich buty, a ja akurat nie planowałem zakupu). Z kolei przy okazji imprez biegowych do takich stoisk ustawiały się dramatycznie długie kolejki. Wizja czekania przez kilkadziesiąt minut jest dla mnie ciężka do zniesienia,  więc odpuszczałem sobie.

23 listopada 2012

Grand Prix Gdyni w Biegach Ulicznych 2012 - podsumowanie

Cztery podejścia do dyszki na tej samej trasie w centrum Gdyni w ciągu jednego roku. Niby nuda, ale to były cztery całkowicie różne biegi. Zacznijmy od początku.

Bieg urodzinowy (25. lutego) – zwiało namiot

Mój debiut na dystansie 10 km. Jednocześnie pierwszy bieg uliczny w którym wziąłem udział. Nic jeszcze nie wiedziałem o bieganiu (co nie znaczy, że teraz wiem wiele więcej). Chciałem złamać pięćdziesiąt pięć minut, ale wziąłem sobie ten czas dosłownie z sufitu. Pogoda była dramatyczna. Przy kilku stopniach temperatury wiatr był tak silny, że nie pozwolił organizatorom na rozstawienie ogromnego namiotu. Po chwili bezruchu wszystko drętwiało. Pierwszy kilometr pod wiatr, na spokojnie i spojrzenie na zegarek, a tam czas – 4:53/km. „No gościu, jak tak będziesz grzał, to zdychasz po piątym kilometrze” – zadźwięczało w myślach. W podobnym tempie padały kolejne kilometry. Wejście na drugą pętlę na piątym kilometrze i ostry mroźny wiatr w twarz, który dosłownie zatrzymywał. Walka z dziadem przez blisko kilometr, gdzie szczęśliwie trasa z otwartego skweru skręca między kamienice. Od ósmego zacząłem przyspieszać. Sprint do mety. Zatrzymanie stopera - czas netto: 00:48:41. Medal i ucieczka do auta przed zimnem. W takich warunkach chyba nigdy jeszcze nie biegałem.

18 listopada 2012

Ogólnorozwojowy Trening Ogrodowy

Kabaret Mumio śpiewał:

Jesień, jesień, jesień. Złote liście spadają z drzew.
Jesień, jesień, jesień. Dzieci liście zbierają na w-f.

Spadają, spadają. Tylko co z tym wuefem? No jak to co? Ktoś ten syf przecież musi wygrabić. Dlatego żeby przebrnąć przez tę żmudną i raczej przykrą czynność, staram się patrzeć na prace w ogrodzie jak na elementy treningu. To pomaga przebrnąć przez grabienie, zamiatanie, kopanie i inne „-anie” sprawnie i z uśmiechem.  Wystarczy kilka szybszych ruchów grabiami i jestem rozgrzany. Ziąb na dworze przestaje być straszny tak samo jak przy bieganiu.  Jadę więc na grabiach, czy łopacie i czuję rosnące zmęczenie i delikatne pieczenie w mięśniach charakterystyczne dla wysiłku. Zamiast więc tkwić w korkach w drodze na siłownię, funduję sobie podobne zajęcia w ogródku. Mają dwie dodatkowe zalety – odbywają się na świeżym powietrzu i są darmowe.

10 listopada 2012

Niepodległościowa stylówa

Jeżeli mieszkasz w Polsce, Święto Niepodległości możesz obchodzić na trzy zasadnicze sposoby: wziąć udział w interaktywnej wielozadaniowej grze miejskiej na ulicach stolicy. Gra ostatnio cieszy się sporą popularnością, ale nie ma co się dziwić, gdyż organizatorzy dbają o to żeby nie zabrakło atrakcji. W zeszłym roku można było bić się z innymi uczestnikami, walczyć z policją, a nawet podpalać wozy TVN-u.
Możesz też udawać, że nie wiesz, że zaduszki były  tydzień temu i grać smutnego ważniaka z wieńcem i zniczami przed jakimś szarym pomnikiem. Wreszcie możesz utrwalać środowiskową opinię osoby z lekkim upośledzeniem poprzez bieganie przez miasto w krótkich gatkach, pomimo że wieje, siąpi i jest zimno. Zaczepiony odpowiadasz, że jesteś ze Stanów i myślałeś, że skoro święto niepodległości to myślałeś, że mamy 4th of July.

9 listopada 2012

Motywatory biegowe

 Od dzisiaj na moim profilu na facebooku, który możecie znaleźć mniej więcej >>tutaj<< będę umieszczał motywatory biegowe. Kilka już nawet stworzyłem, głównie przy okazji odwołanego meczu Polska - Anglia. Pod względem artystycznym, jak i trafności spostrzeżeń może to jeszcze nie jest Raczkowski, ale nieśmiało dobijam do poziomu Mleczki. Kto jest innego zdania może je spokojnie zachować dla siebie. Wszelkich klakierów proszę z kolei o liczne wyrazy uwielbienia w komentarzach poniżej.

Jeżeli masz pomysł na motywator lub demotywator dotyczący biegania i z jakichś niezrozumiałych powodów chcesz, żeby wykonał go skromny profesjonalista, to prześlij swoją propozycję na mojego maila: suchaszosablog@gmail.com. Jeżeli tylko chcesz być na bieżąco wystarczy, że klikniesz Lubię to lub będziesz śledził na moim blogu zakładkę "motywacja".




5 listopada 2012

Gdańsk Biegał masowo

Rekordowe 4,5 tysiąca ludzi stawiło się wczoraj na plaży w Brzeźnie i pobiegło dla samej frajdy z biegania. Bez pomiaru czasu. Bez klasyfikacji. Każdy mógł wybrać, czy czuje się na siłach by przebiec trzy, czy może sześć kilometrów. To z pewnością przyczyniło się do sukcesu imprezy. Można wiele zarzucić organizatorom, ale jedno jest nie do podważenia. Gdańsk Biega zrobił bardzo dużo dla popularyzacji tego sportu w Trójmieście. Wielu ze znajomych, którzy nigdy nie biegali postanowiło spróbować swoich sił właśnie w tej imprezie. Nawet Iza zdecydowała się przebiec ze mną 3 km, a to prawie jak bym nawrócił Nergala na katolicyzm ;) Zainteresowanie było tak duże, że gdy dzień przed startem o 16.00 odbierałem pakiet, to z 2,5 tysiąca koszulek przygotowanych przez organizatorów zostały jedynie damskie eMki. Mam nadzieję, radosna atmosfera i sportowe przeżycia zachęcą wczorajszych debiutantów do regularnych treningów i startów, a gadżety w postaci koszulek będą im o tym przypominać. Trzymam kciuki!



niektórzy nawet nabrali ochoty na moczenie nóg w morzu
Więcej zdjęć na Picasa.

3 listopada 2012

Nowy Jork zrobił maratończyków w ....

Wyobraź sobie, że udało ci się dostać na Maraton Nowojorski. Z chwilą, gdy otrzymujesz taką wiadomość krzywa uśmiechu wygina się sięgając obu uszu. Czujesz się jakby najładniejsza dziewczyna w szkole zaproponowała, że może masz ochotę być jej parą na studniówkę. Zaczynasz snuć plany. Robisz listę spraw, bo trzeba wizę załatwić, bilety lotnicze zarezerwować. Pochłaniają cię kwestie organizacyjne. No i formę też trzeba dopieścić, bo jeszcze jakby udało się tam zrobić życiówkę, to nie zapomnisz tego do końca życia. Ciułasz więc dukaty i zamęczasz się na treningach. Życie rodzinne i towarzyskie układasz pod plan treningowy. Termin twojego biegowego święta zbliża się wielkimi krokami. Słyszysz coś o huraganie, ale zapewniają cię, że nie ma obaw i bieg się odbędzie. Lecisz na miejsce.Widzisz co zaszło, ale myślisz sobie, że jeżeli nigdy w historii go nie odwołali, nawet tuz po zamachach na wieże WTC 11 września, to nic ich nie powstrzyma. Przecież tam zginęły prawie trzy tysiące ludzi. Amerykanie to twardziele. Jeszcze w czwartek burmistrz zapewnia, że wszystko jest na dobrej drodze. Planujesz ostatnie treningi. Widziałeś już metę, którą wznoszą w Central Parku. Będzie cudnie tam finiszować. W piątek wieczorem już wiesz, że razem z 30 tysiącami przyjezdnych maratończyków możesz wracać do domu. Biegu nie będzie. Koniec i kropka. Jakbyś się czuł?

2 listopada 2012

Klęska urodzaju

Jak grom z jasnego nieba huknęła dzisiejsza wiadomość: Herbalife Triathlon przenosi się do Gdyni i zmienia termin na sierpniowy. Konkretnie na 9-11 sierpnia. Adrenalina mi skoczyła. Żyła wypełzła na czoło. Mniejsza o oficjalne powody, bo o tych opowiedział organizator. Zaczynam podejrzewać, że rodzimi triathloniści, a ja wraz z nimi, padli ofiarą spisku. Ktoś się uwziął, żeby torpedować plany startów. Siać zamęt i niepewność jutra. Jak tu człowieku możesz sobie cokolwiek w spokoju przygotować, gdy ostatnio nie ma tygodnia żeby nie wypłynęła jakaś atrakcyjnie zapowiadająca się impreza.

Nie dalej jak w zeszłym tygodniu ostatecznie potwierdzono, że na początku sierpnia triathlon wraca do centrum Poznania z dystansem 1/4 i 1/2 Ironmana. Muszę tam być, pomyślałem. Już zapowiedziałem znajomym, że się widzimy, że znowu ich noclegowo wykorzystam i że sama frajda ich czeka, bo bidony będą mi mogli podawać i zdjęcia pstrykać, a tu nagle ni z gruchy ni z pietruchy łupnęło, że tydzień później w Gdyni też będzie połówka. Tuż pod nosem największa impreza triathlonowa w Polsce. Przegapić coś takiego? Nie wypada. Startować tydzień po tygodniu? Bez sensu. To co? Mam sobie zapałki ciągnąć?

Już się boję kolejnych tygodni, bo przecież choć organizatorzy Iron Triathlon pod koniec października ogłosili, że po Malborku, druga edycja cyklu będzie w Szczecinku, to kolejne dwie dalej pozostają niewiadomą.

Jeżeli tak dalej pójdzie, to triathlonisto wiedz, że coś się dzieje. Nadeszły ciężkie czasy. Nadeszła klęska. Klęska urodzaju.

21 października 2012

O czym myślę po przeczytaniu Murakamiego

To w sumie taki blog w formie książki - powiedziała Iza, gdy w streszczałem jej w kilku słowach co czytam, a czytałem "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu" Murakamiego. Ciekawe, że niektórzy mają łatwość uchwycenia istoty sprawy w jednym zdaniu.

Murakami napisał swój pamiętnik już jako dojrzały zarówno biegacz, jak i pisarz. W chwili wydania książki miał pięćdziesiąt osiem lat. Dosyć intymne zapiski poruszające problematykę wpływu nieubłaganego upływu lat na psychikę biegacza są według mnie najjaśniejszą stroną tej książki. Żałuję, że Murakami nie pogłębił swoich spostrzeżeń na temat starzenia się zawodnika, związanych z tym obserwacji zmian emocjonalnych oraz czysto fizycznych. Być może autor nie chciał przed czytelnikiem zupełnie otwierać wrót swojej duszy. Ma do tego prawo, choć książka niewątpliwie na tym traci.

15 października 2012

Gwiazdor filmowy

Gdy wszyscy żyli maratonem w Poznaniu Timex wypuścił pełną wersję relacji z Maratonu Warszawskiego. Teaser zapowiadał, że może to być najciekawsza relacja jaką do tej pory znalazłem z jakiegokolwiek biegu. Założyłem słuchawki. Puszczam i czuję jak w kącikach ust wykwita mi uśmiech. Wracają wspomnienia z nie tak dawnego startu. Niespełna trzyminutowy filmik pokazujący MW z perspektywy dwóch zawodników leci szybciutko, aż do 2:29, gdzie.... nie mogę uwierzyć... wybrali akurat moment, gdy przekroczyłem metę!  Szczerzę zęby do monitora, jak dzieciak, który akurat dostał bańki mydlane. Czad! Lepszej pamiątki z debiutu nie mogłem sobie wyobrazić.


10 października 2012

Przegląd filmów z Maratonu Warszawskiego

"Gdy emocje już opadną, jak po wielkiej bitwie kurz...." fajnie czasem wrócić do nie tak dawnych wydarzeń. Zacząłem wertować sieć w poszukiwaniu filmików z Maratonu Warszawskiego. Nie ukrywam, że przeglądałem je pod kątem znalezienia na nich siebie. Z jednej strony zdrowa dawka narcyzmu chyba jeszcze nikogo nie zabiła, a z drugiej dobrze czasem zweryfikować własne wyobrażenie o stylu z rzeczywistością. Nie wiem jak u was, ale u mnie te dwa spojrzenia znacznie się rozmijają :) Nie znalazłem się na żadnym, ale w tych moich poszukiwaniach trafiłem na kilka ciekawych filmów. Poniżej trzy z mojego punktu widzenia najlepsze materiały na temat 34. Maratonu Warszawskiego.

Na pierwszy ogień produkcja marathonfilm. Film obfitujący w całą masę genialnych kadrów. Podoba mi się również sposób filmowania i kolorystyka. Jednym słowem estetycznie jest to dla mnie bajka. Do tego dochodzą zgrabnie wplecione wypowiedzi Henryka Szosta i Przemysława Babiarza. Niestety przez zbyt długie ujęcia akcja ciągnie się jak flaki z olejem. Ten dziesięciominutowy materiał spokojnie można zamknąć w pięciu minutach. Poza tym (jak słusznie zauważył kolega M.) scena finiszu wygląda jak dramat wojenny, w którym ludzie umierają. To wrażenie dodatkowo pogłębia muzyka, a przecież zawodnicy choć zmęczeni na mecie tryskali radością z ukończenia maratonu. Na pewno jednak ta produkcja to nowa jakość w sposobie opowiadania o biegach masowych w Polsce, dlatego będę uważnie śledził poczynania ekipy marathonfilm.


8 października 2012

Otyłe matki, otyłe dziatki

Mamy modę na bycie grubym. Jak na razie wśród młodzieży. Okazuje się bowiem, że mamy jedne z najbardziej otyłych nastolatków w Europie. Fajnie być w czymś najlepszym, ale czy akurat w tym? Problem otyłości narasta i jak wynika z badań, w ciągu ostatnich dwudziestu lat liczba grubych małolatów wzrosła trzykrotnie. Na ulicach robi się mało estetycznie.

Społeczeństwo ma być szczupłe uznali politycy i ruszyli zbrojnie do walki z tłuszczem. Podobnie jak Don Kichot ruszał na wiatraki, ci rzucili się na sklepiki szkolne. A wystarczyło posłuchać mądrości ludowych. W przysłowiach i powiedzeniach siła i prawda drzemie. Mamy ich w języku polskim wiele na każdą okazję, że tylko przytoczę to o skorupce i jej za młodu nasiąkaniu. Krzywdzące to, bazujące na uproszczeniach, ale każdemu gdzieś w głowie się kołacze. Przecież takie rzeczy nie biorą się znikąd.

5 października 2012

Biegać jak J.Lo - trendy na jesień

Jak się okazuje posiadanie dostępu do Internetu i bieżącej wody, czyli wszystkiego co w Polsce czyni cię człowiekiem nie wystarcza. Jennnifer Lopez pokazała co teraz króluje wśród biegaczy i jak zwykle wyszło na to, że w świecie mody biegowej to bliżej nam do Etiopii niż USA. Gdy my jaraliśmy się syntetycznymi tkaninami o coraz bardziej wyśrubowanych parametrach w cywilizowanym świecie powróciły do łask naturalne tkaniny. Tej jesieni na biegowych ścieżkach królować będzie wełna!

Niestety w rodzimych sklepach z odzieżą biegową nadal króluje przebrzmiały styl. Jeżeli więc nie możecie sobie pozwolić na szybki wyskok do NY po zakupy, a mimo wszystko chcecie zadawać szyku na biegowych duktach, to musicie bezwzględnie nająć kogoś kto biegle włada szydełkiem. Kilka dni dziergania i  komplecik sweterek plus czapeczka gotowy.

3 października 2012

Bluza do biegania Tchibo - test

Do sieci sklepów Tchibo w całej Polsce właśnie weszła kolekcja biegowa. Uznałem, to za dobry moment, żeby napisać kilka słów o tym jak przez kilka miesięcy sprawowała się bluza z jednej z poprzednich kolekcji.

Skuszony promocją na ciuchy do sportowe w Tchibo kupiłem ich bluzę do biegania z długim rękawem. Była w bardzo atrakcyjnej cenie, więc stwierdziłem, że zaryzykuję te trzydzieści złotych i sprawdzę ją. Z takiego sprawdzania mam już kilka rzeczy, które doskonale mi służą.

Na pierwszy rzut oka bluza fajnie się prezentuje. To ważne jeżeli chcesz wyglądać stylowo, a nie jak zwykły szmaciarz. W końcu żeby promować bieganie trzeba wyglądać przynajmniej świetnie. Materiał gładki i śliski jest przyjemny dla skóry. Bluza ma stójkę, co dla mnie jest istotną zaletą, bo w miejscu gdzie trenuję wieje praktycznie zawsze, a ja nie lubię jak mi szyję owiewa. Przy stójce wszyto zabezpieczenie żeby zamek nie otarł szyi.

Na uwagę zasługuje kieszonka na ramieniu na telefon lub mp3. Spokojnie zmieszczą się też klucze. Dobrze przemyślano pętelkę na kabel od słuchawek przy stójce. Kabel się nie "majta" w czasie biegu, a wiadomo jak latający kabel może wkurzać. Paski odblaskowe wzdłuż zamków i na plecach w połączeniu z ogniście czerwonym kolorem gwarantują dobrą widoczność. Bluza ma nieco dłuższe rękawy, w których wykrojono miejsce na kciuk. Ten patent fajnie sprawdza się w chłodniejsze dni, kiedy można schować podmarznięte ręce. Ręce się grzeją, ale ty nie masz jak kontrolować czasu, bo stoper też się grzeje w rękawie. Możesz założyć zegarek na bluzę, ale to tak samo jak nosić skarpety do sandałów i masz jak w banku, że na dzielnicy będą cię wytykać palcami ;)

1 października 2012

Zostałem mężczyzną, czyli mój pierwszy maraton

Warszawa to miasto dresiarzy - stwierdziłem w autobusie, którym jechałem przez stolicę w niedzielny poranek. Ten toczył się powoli, wypchany jak ruski plecak ludźmi, którzy wyglądali jakby jechali na ustawkę. Dresiki, czapeczki. Wszyscy podobnie. Towarzystwo wysypało się przy Narodowym. Wiadomo... są dresy - jest stadion. Na tę ustawkę zameldowało się siedem tysięcy ludzi. Będzie krew, pot i karetki. Z tą tylko różnicą, że tutaj każdy będzie się naparzał z samym sobą.

Na miejscu byłem już przed 8:00. Ani jednej chmurki i trochę ponad 10 stopni. Porządna rozgrzewka podpatrzona na blogu Piotra Sucheni (run-passion.pl) i byłem gotowy do startu. Bardzo pomógł fajny patent ze starą - dodatkową koszulką, która pomogła utrzymać temperaturę ciała. 3,2,1.. koszulka poszła na pobocze, a my ruszyliśmy.


Najpierw powoli, jak żółw ociężale, ruszyła maszyna... w tempie 5:20 na pierwszym kilometrze. Dramatycznie wolno. Pacemaker na 3:30 gdzieś mi zniknął. Potem przyspieszamy i wchodzę w tempo trochę poniżej 5:00. Rundka po centrum i zaskakujący luz jak na tylu startujących. Pierwszy raz obyło się bez biegania po trawnikach i poboczach przy wyprzedzaniu. Czyżby wszyscy karnie stawili się w swoich strefach czasowych?

Na 5 km dochodzę grupę biegnącą za zającem na 3:30. Jest ich siła. Na moje oko ze sto osób. Trzymam się za nimi jakieś 5 metrów. Widzę wielkie oczy wolontariuszy w bufetach po ich przejściu przez wodopój. Tak chyba musi się czuć się ktoś po przejściu tabunu koni. Spustoszenie jest nieziemskie, ale wolontariusze robią co mogą żeby dać też coś tym co biegną za nimi.

26 września 2012

(prawie) Wszystkie biegowe blogi w jednym miejscu

Szperając w Internecie i podpatrując co robią inni biegacze-blogerzy trafiłem na Formatownię Kuby Pudliszewskiego. Tam zaś na coś czego od dawna poszukiwałem - listę blogów biegowych (z 2012 roku). Wcześniej trafiłem na podobną listę, ale tamta okazała się nieaktualna. Kuba zrobił coś więcej. Stworzył kanał RSS, dzięki któremu można śledzić najnowsze wpisy na ponad setce polskich blogów poświęconych tej tematyce. Hell yeah! Jedno spojrzenie i jedno kliknięcie, i już wiem co w sieci piszczy.

Oczywiście pojawią się głosy, że lista nie jest kompletna. Ja jednak pełniejszej nie znalazłem. Kryteria dodawania do listy są moim zdaniem przejrzyste. Poza tym jest ona stale uzupełniana. Wystarczy napisać do Kuby z prośbą o dodanie twojego bloga do listy.

Dla mnie bomba. Tak trzymać!

24 września 2012

Mój pierwszy raz... z żelem energetycznym

Po ostatnim długim wybieganiu, gdzie końcowe kilometry były istną mordęgą postanowiłem przetestować działanie żeli energetycznych. Lepiej mieć coś w zanadrzu, na wypadek gdybym na maratonie potrzebował koła ratunkowego. Żel kupiłem w pobliskim sklepie z odżywkami. Wybór padł na Vitarade Energy Gel. Nie był to trudny wybór, bo pan akurat nie miał nic innego :)

Pierwsze wrażenie bardzo pozytywne. Zgrabne, czarne opakowanie z żółtym V. Estetyka ponad wszystko. W końcu jemy oczami. Po otwarciu torebki już tak miło nie jest. Żel wyglądem i konsystencją przypomina raczej krochmal domowej roboty. "To nie ma wyglądać. To ma działać." - pomyślałem sobie i spróbowałem. Schabowy z kapustą od mamy, to nie jest, ale da się zjeść bez obrzydzenia. Mocno wyczuwalny był kwasek cytrynowy. Smak określiłbym jako podobny izotoników, tylko bardziej mdły.

Pamiętając o wszystkich ostrzeżeniach na temat tego, że żel i soki żołądkowe mogą się nie polubić, na test wybrałem trening w trakcie którego mam zaplanowane 10 kilometrów w drugim zakresie, co w moim przypadku oznacza tempo około 4:50. Efekty wspomnianego konfliktu mogą być "kwieciste", zwłaszcza u osób, które nigdy nie przyjmowały takich substancji (patrz ja). Ale co tam! Jak testować, to w warunkach ekstremalnych. W końcu maraton to też jakieś ekstremum. Wybrałem jednak trasę po polach i skrajem lasu, żeby w razie awarii mieć się gdzie schować.

17 września 2012

Bieganie w deszczu

Weekend. Do domu z zakupami wpada zdyszana żona. Mówi, że przejmuje dzieciaki i mogę iść na trening. Yupi! Lecę po buty, wyjmuję spodenki z szafy, wyglądam za okno, a tam... pada. Przecież jeszcze piętnaście minut temu świeciło słońce! Szybkie spojrzenie na plan treningów, a tam jak wół 50 minut w pierwszym zakresie i 10 przebieżek. Słowa, które cisną się na usta nie nadają się do zacytowania. Nie ukrywam, że unikam biegania w deszczu. Robię to z kilku powodów. Po pierwsze nie lubię moknąć. Chlupanie w butach jest do kitu. Po drugie w rejonie trójmiejskiej obwodnicy, gdzie mieszkam wiatry są takie, że deszcz w zasadzie nie pada z góry na dół tylko raczej z lewa na prawo albo z prawa na lewo. Naprawdę nic przyjemnego.

Mogę czekać aż przestanie, ale to jak liczyć na cud albo sobie odpuścić. Lepiej jednak zrobić coś niż nic. Szybka weryfikacja stroju i planu, i ruszam. Wyszedł pięćdziesięciominutowy cross po lesie. Znalazłem też fajną górkę na której zrobiłem ćwiczenia na siłą biegową (skip a, skip c i wieloskoki). Okazuje się, że bieganie w deszczu może być naprawdę fajną zabawą. Czułem się jak dzieciak, który bezkarnie może zaliczyć wszystkie kałuże. Po piętnastu minutach, gdy już się rozgrzałem w zasadzie nie czułem, że moknę. Za to było mi przyjemnie chłodno. Spotkałem też kilku biegaczy i rowerzystów, których również pogoda nie zatrzymała w domach.

14 września 2012

Rowerem po ścieżce, czy po jezdni?

Kilka dni temu na jednej z ulic w Toruniu dziecko wbiegło wprost pod koła rozpędzonego roweru. Dziecko wstało i uciekło. Rowerzysta, jak wynika z relacji medialnych, jest dość mocno poturbowany. Dodatkowo dostał mandat ponieważ nie jechał ścieżką rowerową. Dzięki temu, że całe zdarzenie nagrały kamery powraca dyskusja na temat ulicy jako miejsca dla pieszych, kierowców i rowerzystów. Grup, których spojrzenie na drogę, jak pokazują komentarze pod artykułami, pogodzić bardzo ciężko.

 

12 września 2012

Paraolimpijczycy przywrócili sport ludziom

Przeczytałem ostatnio bardzo ciekawy list Kamila Sakałusa z kamilgotuje.pl do Gazeta.pl na temat polskiej kuchni (zobacz list). Opisuje on m.in. modę na zamawianie dalekowschodnich potraw w miejsce naszych tradycyjnych, gdyż zamawiający zyskuje dzięki temu prestiż. Co za tym idzie ciężko dzisiaj znaleźć restauracje, które serwują tradycyjne polskie dania.

Podobnie w sporcie. W imię pogoni za rekordami, łamaniem kolejnych barier i rekordów serwuje się nam papkę, która jest coraz bardziej oderwana od naszej rodzimej rzeczywistości. Sport profesjonalny tak bardzo oddalił się od przeciętnego Kowalskiego, że w zasadzie ma on niewiele wspólnego z tym co my - zwykli śmiertelnicy jesteśmy w stanie robić na co dzień. Patrząc na wyniki zawodowców i zestawiając je z naszymi codziennymi osiągnięciami, wyglądamy karykaturalnie. Zarządy telewizji i innych mediów pastwią się nad nami codziennie serwując nam stek przyprawiony kolejnymi rekordami. My zaś popadamy w lekką niestrawność, bo nawet poświęcając cały nasz wolny czas i pieniądze nie będziemy w stanie zbliżyć się do ich osiągnięć.

Dzisiaj o paraolimpijczykach rozmawia każdy, od pani w spożywczaku na rogu po prezesów dużych firm. I nie ma co się dziwić, bo sport w ich wydaniu jest nam bliższy niż by się wydawało. Właśnie w nich każdy z nas może odnaleźć część siebie. Tak samo jak oni, my - pełnosprawni amatorzy walczymy codziennie z naszymi słabościami, brakiem czasu i często pieniędzy. Może nasze zwycięstwa są mniej heroiczne niż ich, ale zdecydowanie bardziej namacalne niż te sportowców profesjonalnych. Pokazują nam, że sport może uprawiać każdy niezależnie od tego kim jest i jakie ma ograniczenia. To jest właśnie sedno sportu.

9 września 2012

50. Bieg Westerplatte

Bieg Westerplatte, to najstarsza impreza biegowa w Polsce. To już jego 50 edycja. Cieszy się również ogromną popularnością. 1100 miejsc na które można było zapisać się elektroniczne rozeszło się w zasadzie w ciągu 2-3 dni. Pewnie, gdyby nie hasło rzucone przez kolegów sam bym to przegapił. Wtedy musiałbym kwitnąć w gigantycznych kolejkach, które na dzień przed startem ustawiły się przed biurem zawodów i liczyć, że załapię się na pozostałe 100 miejsc.

Szczerze mówiąc ta popularność jest dla mnie pewnym zaskoczeniem. Być może tłumy przyciągnął darmowy start, a może warte 20 tysięcy nagrody? Ja w każdym razie co do tego startu mam mieszane uczucia. Miałem wrażenie, że organizatorzy doszli do wniosku, że albo już wszyscy brali wcześniej udział w tym biegu, albo o sprawach dla nich oczywistych nie należy informować. W związku z tym jadąc z kolegą zastanawialiśmy się: czy i gdzie będzie depozyt? czy będą na trasie punkty z wodą? czy i jak oznakowana jest trasa? Dobrze, że byliśmy na miejscu odpowiednio wcześniej, więc był czas żeby uzyskać odpowiedzi na niektóre z tych pytań. W tym miejscu muszę podkreślić, że transport z centrum Gdańska na Westerplatte (ok. 10 km) był zorganizowany wręcz idealnie. Autobusy z zawodnikami odjeżdżały mniej więcej co 10 minut i nie można było mówić o tłoku.

5 września 2012

Będzie ściana, czy nie?

Choć mamy dopiero początek września i całkiem wysokie temperatury, to triathlon w Borównie w zasadzie kończy sezon triathlonowy w Polsce. Jednak chciałem się skupić nie na możliwości jego przedłużenia, a na tym co wydarzyło się w na finiszu dystansu 70.3 (pół Ironmana). Kacper Adam zwyciężył na tym dystansie w dramatycznych okolicznościach. Na kilka metrów przed metą trafił na ścianę, która praktycznie powaliła go z nóg. Tym większy należy mu się szacunek, że mimo wszystko zwyciężył.



Ten filmik wywołał we mnie całą burzę myśli. Do tej pory wydawało mi się, że tego typu historie zdarzają się tylko na materiałach z finałów Ironmana na Hawajach, ale nie u nas. Powróciły też obawy związane z debiutem w maratonie: będzie ściana, czy jej nie będzie. Kolega J. mówi, że gdzieś po trzydziestym kilometrze będzie na 100%. Nigdy nie wiesz zza którego kamienia wyskoczy i się na ciebie rzuci. Wie co mówi, bo ma za sobą już wiele maratonów. Kolega D. twierdzi, że on nigdy nie miał i nie wie o co całe to halo, ale doświadczenie ma mniejsze. Legend i opowieści o "ścianie" nasłuchałem się tyle, że gdybym miał brać je serio, to już dawno powinienem porzucić myśl o starcie w maratonie, o triathlonach nie wspominając. W bieganiu, wśród mniej doświadczonych zawodników funkcjonuje ona trochę na zasadzie czarnej wołgi, którą straszy się dzieci. Pod koniec września przekonam się czy wołga istnieje. Jeżeli okaże się, że istnieje, pomyślę o Pauli. Oby pomogło :)



31 sierpnia 2012

Idźcie tą drogą

Do tej pory spotykałem się raczej z interaktywnymi mapami tras, jakie możemy spotkać np. na yourace.info (ewentualnie mapami w pliku pdf).  Pomimo wielu swoich zalet, nie dają one pełnego wyobrażenia o tym, w jakim terenie będzie się odbywał bieg, a przecież nie sposób znać dokładnie wszystkich miast w Polsce w których odbywają się biegi. Oczywiście można skorzystać z googlowego StreetView, ale jest to nieco kłopotliwe i czasochłonne.

Maraton Warszawski wychodzi na przeciw wszystkim biegaczom. Przedstawił trasę swojej 34. edycji w sposób na który od dawna czekałem. Przez 9 minut możemy prześledzić kilometr po kilometrze cały przebieg trasy maratonu. Ten sposób filmowania nie daje do końca wyobrażenia o profilu trasy, jednak organizatorzy przewidzieli to i w dolnym lewym rogu możemy śledzić zmieniającą się wysokość nad poziomem morza. Inaczej mówiąc jest tam wszystko co chciałbym wiedzieć przed biegiem. Liczę, że tym śladem pójdą inne większe imprezy biegowe w Polsce, bo to moim zdaniem słuszny kierunek.

29 sierpnia 2012

Najtrudniejszy pierwszy krok


Dokładnie pamiętam, kiedy mniej więcej rok temu wszedłem do biura i dumny jak paw rzuciłem, że wczoraj przebiegłem 2,5 km. Naturalnie to, że myślałem, że płuca po biegu wypluję pominąłem. Pominąłem też przerażenie w oczach żony kiedy stanąłem w progu, a ona zapytała czy nic mi nie jest. Z dzisiejszej perspektywy mogę przyznać, że gorzej nie mogłem zacząć. Rwałem tempo i biegłem zdecydowanie za szybko, ale pobiegłem i to się liczyło.

Kolega M. popatrzył na mnie znad laptopa i powiedział, że on to by chciał tak kilometr przebiec bez zadyszki.

Dzisiaj mam w nogach blisko 700 kilometrów, zaliczone dwa półmaratony i kilka biegów na 10 km. Przed sobą pierwsze poważne wyzwanie – maraton. Zresztą startuję w nim razem z M.

Potwierdzają się słowa piosenki Anny Jantar „najtrudniejszy pierwszy krok, po nim innych zrobisz sto”. W bieganie wsiąkłem na dobre.