14 marca 2013

Złoto(tł)usty kusiciel

Dzisiaj nie będzie o budowaniu kaloryfera i instalacji nadprzyrodzonych mocy w nogach. Dzisiaj będzie o walce ze złem.

Pod kątem triathlonu i wytopu sadełka wpadam do lokalnego klubu na spinning. Godzina na rowerku w rytm ogłuszającej muzyki. Hektolitry wylanego potu można mopem wycierać z podłogi. Czasem do tego jeszcze na zakładkę dorzucam jakieś bieganie. Mógłbym być z siebie zadowolony, gdyby nie on. Zaraz po wyjściu widzę go z jego złotą, świecącą literą M. Jest na wyciągnięcie ręki. Stoi po drugiej stronie ulicy i kusi mnie tymi wszystkimi tłustymi, słonymi, pięknie opakowanymi i absolutnie pysznymi daniami. Za każdym razem tak samo. Po 1,5 godziny treningu jestem cholernie głodny, a wiem że tam dostanę szybko coś, co będę mógł natychmiast pochłonąć. Jak się nie złamać, kiedy w głowie dudni "jeść!"?. Opracowałem sobie zestaw tricków.

10 marca 2013

Lepiej pod górę niż pod wiatr

Plany były inne, ale wiatr wiejący nawet 70 km/h podczas sobotniego wybiegania skłonił mnie do zmiany tematu. Oto i słowo na niedzielę:


Zapytacie "dlaczego?". Już spieszę z wyjaśnieniem:

Po pierwsze - góra nie zacina po oczach. Nie sypnie piachem ani śniegiem, nie lunie deszczem.
Po drugie - góra nie ma porywów. To nie kobieta (chociaż rodzaju żeńskiego). Nie zaskakuje nagłymi zmianami.
Po trzecie - góra nie działa znienacka. Nie atakuje z boku próbując cię wepchnąć pod jadący samochód Po czwarte - od biegania pod górę nie robi się zimno. Wręcz przeciwnie, robi się gorąco.
Po piąte - góra wcześniej, czy później się kończy.
Po szóste - góra nie zmienia miejsca. Jest zawsze tam, gdzie była na ostatnim treningu. Nigdy gdzie indziej.
Po siódme - góra nie słabnie, gdy wbiegnie się do lasu.

Teraz już wszyscy mamy pewność, że wiatr na treningu jest do bani. Uprasza się więc moce sprawcze o jego wyłączenie lub zmniejszenie nasilenia do rozmiarów akceptowalnych. Z góry dziękuję. Autor.

4 marca 2013

Śmiech przed bieganiem naukowo zalecany

(fot. sxc.hu)
Dawka śmiechu przed bieganiem jest wskazana. Takie wnioski płyną z raportów amerykańskich (wiadomo!) oraz polskich naukowców. To o tyle ważne, że sezon startów puka do drzwi i lepiej wiedzieć, czy w tym sezonie lepiej rozdawać na prawo i lewo uśmiechy, czy może w pełnej koncentracji wbijać wzrok w buty. Nikt przecież nie chce wyjść na prostaka, który nie śledzi najnowszych trendów.

Śmiech powoduje wytwarzanie endorfin. Te zaś wpływają na uwolnienie większych ilości tlenku azotu. Azotany z kolei znacznie poprawiają wydolność fizyczną podczas treningów wytrzymałościowych. Wniosek jest prosty - więcej się śmiejesz, lepiej biegasz.