23 stycznia 2013

Prać buty do biegania, czy nie?

Błoto, kurz, woda i pot to mieszanka, która sprawia, że nasze kiedyś piękne buty zaczynają wyglądać, jakbyśmy przerzucali w nich obornik. Do tego z czasem dochodzi zapach, który nawet największych twardzieli potrafi powalić na deski już przy pierwszym kontakcie. Producenci odradzają jednak pranie w pralce. Cóż więc zrobić: prać w niepokoju, czy biegać w gnoju? Niestety nie ma idealnego rozwiązania.

Mokra szmatka
Niewielkie i świeże zabrudzenia po treningu można bez problemu usunąć mokrą szmatką. Doskonale do tego celu nadają się nawilżane chusteczki dla niemowląt. Trzeba uważać przy mocniej zabrudzonych butach, bo można sobie rozmazać brud po jasnej siatce.

Szczoteczka
Sucha szczoteczka całkiem nieźle radzi sobie z zaschniętym błotem. Włosie dobrze wybiera błoto z siateczki. Potem zazwyczaj wystarczy przetrzeć mokrą szmatką.

Mycie pod kranem
Szczoteczka i trochę mydła zazwyczaj skutecznie doczyszczą stałe elementy buta. Problemem pozostaje siateczka. Niestety stosując tę metodę robią się zacieki, które mogą wyglądać gorzej niż równomiernie zabrudzony but.

Pranie w pralce
Z czasem nasze buty są już w takim stanie, że nie pomoże ani czyszczenie mokrą szmatką, ani nawet czary lokalnego szamana. Zostaje ostatnie koło ratunkowe - pralka. Moje buty lądują w pralce w zależności od stanu zabrudzenia 2-3 razy do roku. Choć nie mam żadnych oporów przed włożeniem butów do pralki, to jednak traktuję to jako ostateczność. Po takim zabiegu nie zdarzyło mi się nigdy wyciągnąć butów ze zniszczoną siateczką, ale przy bardziej sfatygowanym egzemplarzu klej zaczął puszczać tu i ówdzie.

Jeżeli buty są mocno ubłocone, to przed włożeniem do pralki przecieram je szmatką, żeby oszczędzić sobie późniejszych problemów związanych z naprawami pralki. Wyciągam sznurówki i wrzucam je do specjalnego woreczka na drobne pranie. Dzięki temu mam pewność, że wszystkie znajdę w jednym miejscu, a plastikowe końcówki, które pralki lubią wykańczać będą w miarę przyzwoitym stanie. Do prania stosuję najzwyklejszy proszek. Podobno dobrze też jest prać w szarym mydle, ale nie sprawdzałem. Szukając programu stajemy przed dylematem, czy włączyć program delikatny i ryzykować, że się nie dopiorą, czy może coś ostrzejszego i zastanawiać się, czy potem będzie dało się w nich biegać. Chyba wolę pierwszą opcję.

Buty tłuką się w pralce niemiłosiernie. Jeżeli komuś to przeszkadza, to radzę wrzucić kilka szmat, żeby złagodzić dudnienie. Innego prania nie wrzucam, bo jakoś nie uśmiecha mi się pranie ubrań z buciorami.

Wyprane buty delikatnie odwirowuję. Po wyjęciu z pralki dobrze wypchać buty gazetami. Dzięki temu nie zdeformują się, a ponadto gazety całkiem nieźle wyciągają wilgoć ze środka. Początkowo lepiej zostawić je aż obciekną, a potem suszyć w temperaturze pokojowej. W cieplejszych miesiącach na balkonie.

Jeżeli masz jakiś inny cudowny sposób na wyczyszczenie butów, to podziel się nim w komentarzu poniżej.


17 stycznia 2013

7 powodów, żeby zacząć biegać w zimie

Zima - dla jednych najlepsza pora, bo można wyjść na sanki, lepić bałwana i bezkarnie nacierać dzieciaki śniegiem. Dla innych smutna konieczność odśnieżania samochodu z białego g... puchu i wyższych rachunków za ogrzewanie. Dla jeszcze innych doskonały czas, by zacząć biegać. Oto siedem alternatywnych powodów dla których warto zacząć akurat w zimie:
  1. Jest ciemno (przez większość dnia)
    Masz dość wrażenia, że ktoś się na ciebie gapi. Ciemność jest rozwiązaniem. Mało kto cię zobaczy.
  2. Ubierasz zimowe ciuchy (warstwy)
    Dzięki temu możesz dobrać strój bez obaw o obecne niedoskonałości swojego ciała. Regularnie biegając do cieplejszych dni będziesz wyglądać o niebo lepiej.
  3. Mało kto chodzi po ulicy
    Ludzie siedzą w domach i raczej nie kwapią się by wyjść na dwór, więc nie musisz obawiać się zdziwionych spojrzeń sąsiadów, bo masz naprawdę małe szanse, że kogoś spotkasz.
  4. Zimą biega się zdecydowanie wolniej
    Wynika to przede wszystkim z warunków. Częściej jest ślisko i ciemno. Zachowujesz większą ostrożność i jest mniejsza szansa, że będziesz forsować tempo.
  5. Poprawi ci się nastrój
    Bieganie, a raczej pojawiające się w jego trakcie endorfiny poprawiają nastrój. Efekty widać nie tylko bezpośrednio po treningu, ale przez cały dzień. To również dobre lekarstwo na wynikający z braku słońca jesienno-zimowy dołek.
  6. Trudniej się spocić.
    Na zewnątrz jest chłodno, więc jeżeli nie przesadzisz z ubiorem nie grozi ci, że się spocisz. Co za tym idzie nie grożą ci mokre plamy na stroju. Poza tym nawet, gdyby jednak pot wystąpił, to patrz punkt 2 – masz warstwy i punkt 1 - jest ciemno.
  7. Utrzymasz wagę w ryzach
    Zimą łatwiej przybieramy na wadze, a dzięki bieganiu możemy utrzymać nasze ciało w ryzach.
A teraz dość gapienia się w monitor. Idziemy pobiegać.


7 stycznia 2013

Bieg Noworoczny - 6.01.2013

Przyjacielska atmosfera i partyzancka organizacja, tak w kilku słowach można skwitować Bieg Noworoczny organizowany w Gdańsku przez Przemka Torłopa.

Padający mokry śnieg i wiatr nie zachęcały do wyjścia z domu, ale że lubię kameralne imprezy biegowe wybrałem się na gdańskie Przymorze. Tam gdzieś w Parku Reagana miał się odbyć Bieg Noworoczny. Gdzieś, bo lokalizacja podana była dosyć luźno. W razie potrzeby zapisałem sobie numer telefonu do organizatora. Idę od parkingu. Namiotów, banerów, balonów, toi toi ani im podobnych atrybutów, które na dobre wpisały się w krajobraz imprez biegowych nie spodziewałem się zobaczyć. Mimo wszystko dość szybko znalazłem organizatora skulonego pod jedną ze zjeżdżalni na placu zabaw, jak kaukaski partyzant. Nie ma co się dziwić, ciepło to mu na pewno nie było. Opłaciłem startowe. Przedyktowałem imię i nazwisko. Pada pytanie na ile biegnę. Bieg odbywa się w formule: wielokrotność pętli o długości 4,2 km, ale na ile ja się czuję? Stawiam na dwie pętle i z nieśmiałym uśmiechem tłumaczę, że kolano boli i coś tam coś tam. Organizator patrzy z niedowierzaniem i żartuje, że po dziesiątym przestanie. Zostaję przy swoim. Pytam o trasę, ale w ferworze kolejnych zapisywanych nie otrzymuję odpowiedzi. Jakoś specjalnie nie nalegam. Dobra, myślę sobie, pobiegnę za innymi. Ktoś musi znać trasę.

Idziemy na start. No może za dużo powiedziane. Organizator palcem pokazuje, gdzie mamy się ustawić. Mimo to wszyscy uśmiechnięci. Nikt nie narzeka, nie komentuje. To właśnie lubię w małych imprezach. Na starcie staje około trzydziestu osób. Trzy, dwa, jeden i start. Biegniemy w stronę morza. Tam gość na rowerze pokazuje nam ręką, że teraz zakręt o 90st. i deptakiem wzdłuż plaży aż do mola w Brzeźnie. Tam nawrotka i tą samą drogą powrót. Przed startem zapomniałem przestawić pulsometru z treningu w pierwszym zakresie tętna na zawody o czym ten namiętnie przypomina pikaniem. Pierwsza pętla mija bardzo szybko, ale za to na początku drugiej dostaję zadyszki. Zwalniam. Ponad miesiąc bez biegania zrobił swoje. Po drodze święta i zwiększenie obciążeń. Maszyneria nie chce słuchać tak jak wcześniej. Sam sobie jestem winien. W końcu docieram do mety. Organizator przegryza kanapkę. Mówię, że skończyłem. Próbuje złapać stoper. Udaje się. Zatrzymuje. 00:39:35. Daleko od formy jak stąd do Krakowa. Zawijam się do domu. Trzeba ułożyć jakiś plan i wziąć się do roboty. Cześć!