Dokładnie pamiętam, kiedy mniej więcej rok temu wszedłem do
biura i dumny jak paw rzuciłem, że wczoraj przebiegłem 2,5 km. Naturalnie to,
że myślałem, że płuca po biegu wypluję pominąłem. Pominąłem też przerażenie w
oczach żony kiedy stanąłem w progu, a ona zapytała czy nic mi nie jest. Z
dzisiejszej perspektywy mogę przyznać, że gorzej nie mogłem zacząć. Rwałem
tempo i biegłem zdecydowanie za szybko, ale pobiegłem i to się liczyło.
Kolega M. popatrzył na mnie znad laptopa i powiedział, że on
to by chciał tak kilometr przebiec bez zadyszki.
Dzisiaj mam w nogach blisko 700 kilometrów, zaliczone dwa
półmaratony i kilka biegów na 10 km. Przed sobą pierwsze poważne wyzwanie –
maraton. Zresztą startuję w nim razem z M.
Potwierdzają się słowa piosenki Anny Jantar „najtrudniejszy
pierwszy krok, po nim innych zrobisz sto”. W bieganie wsiąkłem na dobre.
Fajnie czytać coś takiego, szczególnie jeśli się właśnie stawia te pierwsze kroki :) Jest nadzieja zatem :)
OdpowiedzUsuńGdybyś mi rok temu powiedziała, że przez najbliższy rok będę biegał 3-4 razy w tygodniu, zaliczę dwa półmaratony i maraton, i jeszcze będzie sprawiać mi to przyjemność, to pomyślałbym, że niezła z ciebie wariatka :)
OdpowiedzUsuń