9 września 2012

50. Bieg Westerplatte

Bieg Westerplatte, to najstarsza impreza biegowa w Polsce. To już jego 50 edycja. Cieszy się również ogromną popularnością. 1100 miejsc na które można było zapisać się elektroniczne rozeszło się w zasadzie w ciągu 2-3 dni. Pewnie, gdyby nie hasło rzucone przez kolegów sam bym to przegapił. Wtedy musiałbym kwitnąć w gigantycznych kolejkach, które na dzień przed startem ustawiły się przed biurem zawodów i liczyć, że załapię się na pozostałe 100 miejsc.

Szczerze mówiąc ta popularność jest dla mnie pewnym zaskoczeniem. Być może tłumy przyciągnął darmowy start, a może warte 20 tysięcy nagrody? Ja w każdym razie co do tego startu mam mieszane uczucia. Miałem wrażenie, że organizatorzy doszli do wniosku, że albo już wszyscy brali wcześniej udział w tym biegu, albo o sprawach dla nich oczywistych nie należy informować. W związku z tym jadąc z kolegą zastanawialiśmy się: czy i gdzie będzie depozyt? czy będą na trasie punkty z wodą? czy i jak oznakowana jest trasa? Dobrze, że byliśmy na miejscu odpowiednio wcześniej, więc był czas żeby uzyskać odpowiedzi na niektóre z tych pytań. W tym miejscu muszę podkreślić, że transport z centrum Gdańska na Westerplatte (ok. 10 km) był zorganizowany wręcz idealnie. Autobusy z zawodnikami odjeżdżały mniej więcej co 10 minut i nie można było mówić o tłoku.


Po dojechaniu na miejsce znaleźliśmy depozyt, który nie był jakoś szczególnie oznakowany. Rekompensowała to jednak bardzo miła obsługa. Poszliśmy sprawdzić miejsce startu. Tu kolejny zawód. Strefa startu nie miała wyznaczonych stref czasowych, a ulica z której zaczynał się bieg jest dosyć wąska, co oznaczało spore zamieszanie na starcie i konieczności przepychania się do przodu zawodników biegnących szybciej. Na szczęście po starcie okazało się, że nie taki wilk straszny jak go malują, bo z wyprzedzaniem zawodników nie było większych problemów. Problem był za to z pomiarem czasu. Ci, którzy liczyli na pomiar netto (w tym ja) srogo się zawiedli, bo gdy przekraczaliśmy nadmuchiwaną bramę startową okazało się, że nie ma tam czujników, co wzbudziło pewną konsternację wśród zawodników wokół mnie. Zresztą ja również czas od chwili wystrzału startera do momentu przebiegnięcia linii startu (gdzie włączałem stoper) obliczałem na tzw. oko.

Miłym zaskoczeniem było oznakowanie trasy co kilometr. Niemiłym zorganizowanie strefy z napojami. Obsługi było zdecydowanie za mało w związku z czym nie wyrabiała się ona z podawaniem butelek. Na szczęście było to tylko 10 km, a temperatura nie przekroczyła 20 st. C, więc wodę można było sobie spokojnie odpuścić.

(ul. Ogarna, ok. 600-700 m do mety - przyznacie, że tłumów nie ma) 
Trasa z Westerplatte do centrum Gdańska nie jest atrakcyjna, ale każdy kto zna choć trochę miasto musi się z tym liczyć. Bieganie po pustkowiu rekompensują ostanie kilometry przez główne miasto. Pętla Ogarna - Długa jest wprost idealna dla kibiców, którzy mogą śledzić biegaczy na równoległych ulicach gdańskiej starówki. Jednak mimo gigantycznej promocji (tylu informacji o biegu na 10 km w Trójmieście jeszcze nie widziałem) i niezłej pogody, kibice nie dopisali. Podejrzewam, że gdyby nie rodziny i znajomi zawodników, przy trasie byłoby raptem parę osób. A przecież to centrum dużego miasta. To chyba kwestia do przemyślenia dla organizatorów. Może warto zorganizować jakieś konkursy z nagrodami dla publiczności, aby ta gromadniej stawiła się na finiszu biegu?

(w tym roku medal kształtem 
i rewersem nawiązuje 
do logo MOSiR Gdańsk)
Po rozdaniu nagród, na koniec imprezy organizatorzy przeprowadzili wśród wszystkich uczestników losowanie nagród, których pula wyniosła w sumie dwadzieścia tysięcy złotych. Po pierwsze to doskonały zabieg, żeby mieć tłumy przed sceną na której dekorowani są najlepsi zawodnicy. Po drugie losowane nagrody były naprawdę fajne i co rusz ktoś wyskakiwał krzycząc z radości i zaskoczenia, bo w sumie kto nie chciałby wygrać np. bonu do Intersportu na tysiąc złotych albo nowych butów biegowych.

Podsumowując. Chociaż bieg jest doskonale rozreklamowany, ma fajną trasę i cieszy się dużym zainteresowaniem, to wiele wspomnianych wyżej spraw można by zorganizować lepiej. Kulała zwłaszcza informacja. W tej kwestii polecam brać przykład z kolegów zza miedzy z Gdyni i ich biegów z cyklu Grand Prix.

Jeżeli chodzi o mnie, to ukończyłem z czasem 44:42 brutto. Liczyłem na ciut lepszy wynik, ale zdaje się, że utrzymuję formę przed maratonem. Jak jest naprawdę, okaże się 30 września.Przede mną trzy tygodnie wytężonej pracy.


2 komentarze:

  1. Po pierwsze oczywiście gratulacje, chociaż nie mam odniesienia dla wyniku :) Myślę, że nie masz się co żalić na brak ludzi na trasie. Tak to już bywa, zawody kolarskie czy to biegowe, ale amatorskie przyciągają dość małą publikę. Zazwyczaj są to rodziny i znajomi zawodników, chyba że znudzeni mieszkańcy w górach (np była pani Sołtys Rytra, przez której podwórko jechaliśmy i nas dopingowała wczoraj ;) Nagrody dla publiczności - wg mnie to nie byłby trafiony pomysł, lepiej wydać tą kasę na nagrody dla uczestników. I grunt to losowanie PO dekoracji. W innym wypadku na dekoracji zostają sami dekorowani z rodzicami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maciek, jeżeli chodzi o liczbę widzów, to byłbym w stanie to zrozumieć, gdzieś w niewielkiej miejscowości, ale my finiszowaliśmy koło Neptuna w Gdańsku. Samo centrum pół milionowego miasta.
      Poznań np. ściąga widzów na bieg nagrodą za najbarwniejszy doping i tam ludzi było sporo, i było naprawdę wesoło :)

      Usuń