24 października 2013

Za niewielkie pieniądze złożę sprzęt do triathlonu - między popularyzacją, a rzeczywistością

"Za niewielkie pieniądze złożę sprzęt" - to nie początek ogłoszenia na Gumtree, ale zapowiedź eventu traithlonowego, który Maciej Dowbor zamierza zorganizować w przyszłym roku. Z niecierpliwością czekam na wspomniane wydarzenie ponieważ dawno żadna zapowiedź z tri-świata nie wzbudziła we mnie tak mieszanych uczuć.

rys. Matt Collins
Kaprys celebryty, który chce udowodnić, że nie jest snobem? Raczej nie, bo za Maćkiem Dowborem stoją jego nie-byle-jakie wyniki. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że dla wielu triathlonistów (w tym dla mnie) pozostają w sferze marzeń. Poza tym nawet gdyby było go stać na bóg-wie-jaki sprzęt, a tego nie wiem, bo nie jestem księgowym Maćka Dowbora, to i tak każdy, kto choćby liznął sportu wie, że buty same nie biegają, a rower sam nie jeździ. Jak nie ma mocy, to pieniądze na nic się zdadzą. Choćbyś wydał fortunę, to ten super rower, najnowsze buty i ekstra piankę czymś trzeba napędzić. Najpewniej właśnie człowiekiem.

18 października 2013

Bieganie i lokowanie

Oj, dostało się Tomaszowi Lisowi za wpis na blogu. Dostało. Niby nic. Dwie małe fotki z Poweradem przy wpisie dotyczącym przygotowań do maratonu, a przez media przewala się fala oburzenia. Przecież takie rzeczy są standardem w biegowej blogosferze. Tyle, że nie każdy jest Tomaszem Lisem, a standardy niekoniecznie są dobre.

Co takiego zrobił Tomasz Lis?

W zamieszczonym niedawno wpisie na swoim blogu w serwisie natemat.pl opisał przygotowania do maratonu we Frankfurcie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo od dawna publicznie mówił, że biega i bieganie lubi. Wpis miał jednak jeden mankament - zdjęcia. Na tych zdjęciach widać Lisa popijającego Powerade'a i to w taki sposób, żeby broń boże nikt nie pomylił go z innym izotonikiem. Do tego dochodzi wpis Roberta Korzeniowskiego, który oceniając plan treningowy Tomasza Lisa de facto rozpływa się nad właściwościami Powerrade'a. Tekst został oznaczony jedynie niewielkim napisem, że zawiera lokowanie produktu i to nie od razu, a dopiero po pierwszych krytycznych komentarzach.

Na to środowisko dziennikarskie podniosło larum, że autor narusza standardy ich pracy, że podważa niezależność i wiarygodność środowiska, a także jego obiektywizm. Tyle, że tekst napisał Tomasz Lis - blogger, a nie Tomasz Lis - dziennikarz.

15 października 2013

Jesteś zwycięzcą! Będziesz diamentem!

Maraton tradycyjnie zaczyna się od startu i tradycyjnie na starcie nic ciekawego się nie dzieje. Nuda z lekką nutą nerwowości okraszone czerstwymi żartami. Wszystko to po wystrzale startera zmienia się w atmosferę rodzinnego pikniku pomieszaną z atmosferą biznesowej gali na której po nudnej oficjałce część z gości koniecznie chce pierwsza dopchać się do bufetu. Na szczęście maratonu jeszcze nigdy dla nikogo nie zabrakło, a bywa, że jak się nachapiesz na początku, to możesz nie dotrwać do końca imprezy. Nie inaczej było na 14. Poznań Maratonie. 

Ruszyła walka o pierwszy bufet ;)

Przez pierwsze kilometry nie wydarzyło się nic sensacyjnego o czym media musiałyby informować i rozprawiać przez kolejne dni. Nikt nie umarł, nikt się nie urodził i nikt też się nie oświadczył. Najzwyklejszy maratoński standard. Ale już za pierwszą jadłodajnią przyuważam gościa, który biegnąc przede mną wali focie z rąsi i wrzuca je na fejsa. Chyba taka nowa moda: mieć fotę z Poweradem. Mijam go w chwili, gdy próbuje wklepać opis. Staram się podpatrzeć co się pisze w takiej chwili, ale nie daję rady. Może to i dobrze, bo nieładnie podglądać korespondencję nieznajomych. Chwilę potem mijamy volvo zaparkowane na poboczu z którego na cały głos leci "jesteś zwycięzcą". Jak tu nie zacieszać? No jak? Teksty z filmiku królują na poznańskim maratonie. Transparenty z diamentami, ludzie wykrzykujący cytaty. Tak trzymać Poznań! Macie jaja!

Koło 8 km pojawia się lekkie pieczenie w prawej stopie. No kurde, czyżby jakiś wredny pęcherz? Nieee... pewnie panikuję. Piecze jak pęcherz. Ale po ośmiu kilometrach? Niemożliwe. Podsłuchuję rozmowę dwóch panów obok, z której wynika, że biegną na 3:20. Zagaduję i dołączam do nich. Ciągniemy sobie tak do wodopoju na dyszce. Ból w stopie jednak nie daje o sobie zapomnieć. Przy każdym kroku jest coraz bardziej dotkliwy. Odpuszczam nowo poznanych kolegów i zatrzymuję się żeby coś z tym zrobić. Tracę sporo cennych sekund na zdejmowanie buta i zabawę z poprawianiem skarpety naiwnie sądząc, że to coś zmieni. Spieszę się i niezbyt dokładnie zawiązuję buta, co skutkuje kolejnym przymusowym postojem po paru minutach na wiązanie sznurówek. Niestety zabiegi pielęgnacyjne zdały się psu na kość. Co za ironia. Butki w których biegałem w mrozach i upałach, po błocie i po asfalcie, które obchodziły się z moimi stópkami jak z najcenniejszym skarbem właśnie teraz obrabiają mi stopę. Akurat na maratonie mają mi zrobić takiego psikusa? Śmieję się sam do siebie i zaciskam zęby. W końcu byle pęcherz nie popsuje mi tego biegu.

1 października 2013

Pozdrów biegacza!

Mam nieodparte wrażenie, że wraz z popularyzacją biegania ścieżki zalewa fala biegowych buraków. Jeszcze rok temu podczas treningów spotykałem jedną góra dwie biegające osoby. Pozdrowienie, wymiana uśmiechów była standardem. Ostatnio mijam znacznie więcej biegaczy. Pozdrawiam ich przez podniesienie ręki, a mniej więcej połowa rzuca w moją stronę chmurne spojrzenia. Skąd taka dziwna reakcja na symboliczny gest w stosunku do osoby uprawiającej tę samą dyscyplinę sportu?


Początkowo myślałem, że skoro bieganie zyskało rozmach i wciąga tysiące nowych osób, to i ja częściej będę trafiał na tych aspołecznych. Zakładam, że odsetek buców wśród biegaczy jest taki sam jak w całej reszcie społeczeństwa.

Niewykluczone też, że tych ludzi po prostu nikt nie uświadomił, jakie są zwyczaje? Może widząc pozdrawiającego ich biegacza czują konsternację i nie wiedzą jak się zachować? Nie próbowali odmachnąć, więc nie wiedzą, że jeden prosty gest w połączeniu z uśmiechem może dodać energii na kilka kolejnych kilometrów? Może warto zacząć ich edukację? Podobno na naukę nigdy nie jest za późno. Tu idealnie wpisuje się zainicjowana przez Karinę Stadnicką akcja "Pozdrów biegacza" zachęcająca do takich, integrujących środowisko zachowań, której za tę inicjatywę przybijam piątkę. Więcej informacji znajdziecie na blogu Kariny >klik< oraz na fanpejdżu akcji >klik<

Biegacze, pozdrawiajmy się, to nic nie kosztuje! Chodzi przecież o to, żeby biegało się nam jeszcze przyjemniej.