27 sierpnia 2013

Wyprzedzić Lamborghini rowerem

Kierowcy trąbiący na widok biegacza i pukający się w głowę raczej nie nastrajają do obnoszenia się ze swoją biegową pasją. Z drugiej strony nie ma co się tym ludziom dziwić. Wokół pola. Gdybym ja zasuwał cały dzień na roli, pewnie też ostatnią rzeczą o jakiej bym myślał byłoby bieganie. Niemniej, tak ekspresyjne obnoszenie się ze swoim zaskoczeniem sprawiło, że tym razem na wypad w okolice Wisznic na Podlasie postanowiłem zabrać szosę, a bieganie sobie odpuścić.

Polska gościnność a'la Podlasie. Panowie drogowcy rozwijają świeżutki asfalt.
Szybki rzut oka na mapę i na pierwszy strzał poszła droga z Wisznic do Parczewa. Wybór raczej mało trafny, bo zyskała w moim prywatnym rankingu tytuł najnudniejszej trasy rowerowej. Autostrady przy niej, to szczyt urozmaicenia. Na dwudziestu trzech kilometrach są tam tylko trzy i to w dodatku niezbyt ostre zakręty. Nie ma tam żadnego poważnego wzniesienia na które trzeba by wjechać, a krajobraz na około do głównie pola. Do tego trafiłem z pogodą, kiedy była pełna lampa, ani kapki cienia i dwadzieścia osiem kresek na termometrze. Jadąc przypominają się pustynne krajobrazy rodem z USA, gdzie prosta nitka asfaltu ciągnie się hen daleko delikatnie rozpływając się na linii horyzontu. Jedynie pozarywane miejscami pobocze wybudza z letargu, bo inaczej można spokojnie się zdrzemnąć pedałując.