Nie dalej jak w zeszłym tygodniu ostatecznie potwierdzono, że na początku sierpnia triathlon wraca do centrum Poznania z dystansem 1/4 i 1/2 Ironmana. Muszę tam być, pomyślałem. Już zapowiedziałem znajomym, że się widzimy, że znowu ich noclegowo wykorzystam i że sama frajda ich czeka, bo bidony będą mi mogli podawać i zdjęcia pstrykać, a tu nagle ni z gruchy ni z pietruchy łupnęło, że tydzień później w Gdyni też będzie połówka. Tuż pod nosem największa impreza triathlonowa w Polsce. Przegapić coś takiego? Nie wypada. Startować tydzień po tygodniu? Bez sensu. To co? Mam sobie zapałki ciągnąć?
Już się boję kolejnych tygodni, bo przecież choć organizatorzy Iron Triathlon pod koniec października ogłosili, że po Malborku, druga edycja cyklu będzie w Szczecinku, to kolejne dwie dalej pozostają niewiadomą.
Jeżeli tak dalej pójdzie, to triathlonisto wiedz, że coś się dzieje. Nadeszły ciężkie czasy. Nadeszła klęska. Klęska urodzaju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz