Żeby prężyć muskuły, trzeba najpierw ćwiczyć buły ;) |
Bieganie
Zacznijmy od końca, czyli od tego co gniecie najbardziej.
Moja koronna konkurencja. Życiówka na dychę z początku sezonu tylko zaostrzyła
apetyt na dobry wynik. Triathlony wygrywa
się na bieganiu. No ba! Już widziałem oczami wyobraźni jak będę wyprzedzał
tych wszystkich, którzy łyknęli mnie na pływaniu i rowerze. Dostojnie jak
gazela, jednego za drugim. Z uśmiechem. Moje wyobrażenia rozbiły się o tę
ścianę (Mur Chiński raczej) na trzecim kilometrze. Ech… może, gdybym zrobił
chociaż jedną zakładkę przed startem, to wiedziałbym z czym to się je? Tak, zakładki muszę koniecznie wprowadzić do
mojego planu treningowego. Objętości też jakieś takie liche. Maksymalnie
dwanaście kilometrów ciągłego biegu. Zwiększyć.
Koniecznie zwiększyć. Może gdybym trenował bieganie, a nie biegał byłoby
inaczej? Trzeba było robić przebieżki,
ćwiczyć siłę biegową. Taaak tak, to też muszę wprowadzić do mojego planu.
Wstyd mi za to bieganie. Zwyczajnie wstyd. Gdyby było wolno, to jeszcze jakoś
bym to przełknął. Ale to chodzenie to klęska. Na następnym triathlonie nie
wolno mi chodzić. Zwyczajnie nie wolno. Zabronione. Verboten i już.
Zrozumiałeś?! Czas też do poprawy. Co najmniej kilka minut. Masz się zmieścić w
maksymalnie pięćdziesięciu.
Rower
Na bajku poszło zgodnie z planem. 100%
normy wykonane. Ani mniej. Ani więcej. Miało być 1:30? Było. Miało być średnio 30 km/h? Było. Pełen sukces. A jednak gdzieś gniecie. Może dlatego, że Bo wyprzedziła drwiąc sobie? Raczej nie, bo
przecież wyprzedzili mnie chyba wszyscy. Ze sto osób przynajmniej. Ot co! Plan
nie przypuszczał, że zakłada turlanie się w ślimaczym tempie, gdy wszyscy inni
będą zasuwać jak dżinks. Zły plan, zły. Trzeba
zmienić. Tyle, że ja nie miałem siły, żeby cisnąć mocniej. Skąd w sumie
miałem ją mieć? 350 kilometrów, które zrobiłem przygotowując się do startu mocniejsi amatorzy
robią w tydzień. W ogóle dziwna sprawa z tym kolarstwem, tętno niby niziutkie
takie, że w łańcuch mogłoby mi się wkręcić, a nóżka nie podaje. W tej
dyscyplinie mam największe braki. Muszę się jeszcze wiele nauczyć i wiele
kilometrów przepedałować. Potrzeba mi zmiany podejścia. Mniej cwaniakowania, więcej zapier….a. Muszę się zaangażować. Jak
przy bieganiu, samo truchtanie to za mało żeby był postęp. Plan, założenia itp.
Bez zaplanowania treningów siłowych, wytrzymałościowych i tych trzecich, co to
mi nazwa ciągle ucieka nie ma szans na poprawę. Zwłaszcza tych siłowych. Muszę wzmocnić nogi. No i dystanse muszę zwiększyć, bo żeby jeździć, to trzeba jeździć.
Pływanie
Moja pięta achillesowa okazała się być moim największym
atutem. To pływanie naprawdę spędzało mi sen z powiek. To jest aż 950 metrów,
czyli 38 basenów. Bez przerwy. Nawet przy bandzie wdechu nie można wziąć. Bo tu
nie ma band! Boszsz jeszcze mnie podtopią w tej pralce. Wody się opiję i
spanikuję. Potem tylko żabka turystyczno-krajoznawcza. Jeszcze piankę założyłem
pierwszy raz dopiero na trzy dni przed zawodami.
Na zawodach wyszło 19 minut 35 sekund. Ja? Chłopak, którego
pływać nauczył ojciec? Który pomimo tego, że lubił pływać i jakoś tam ogarnia
wszystkie (no może poza delfinem) style, to na basenie był zawsze średniakiem? Dla
którego kraul, to była drogą przez mękę i styl „bezsensu”? Który przez ostatnie
pół roku do basenu wchodził ledwie raz w tygodniu na 45 minut?
Jako kilkulatek podobno twierdziłem, że nauczyłem się
jeździć konno z telewizji, ale stanowi to raczej przedmiot rodzinnych drwin. W
tym wypadku wychodzi jednak na to, że pomogły filmiki z youtuba. Słowo
harcerza. Mam dowody. Przecież jak w grudniu (pierwszy raz od siedmiu lat) wchodziłem
na basen, to woda mnie zaatakowała. Rzuciła się na mnie. Zupełnie bezbronny
kąsek. Chciała mi się wlać wszędzie, a zwłaszcza ustami. Potem były godziny
przed ekranem. Podglądanie tego co pokazują panowie od Total Immersion i próby
naśladowania w wodzie. Jakoś to uporządkowało moje pływanie. Noo… zbyt wielkie
słowo. Raczej przestałem walczyć z wodą. Tak mi się spodobało, że tydzień bez
spotkania z wodą był stracony. Potrafiłem nawet wcześniej wrócić z weekendu
żeby wyskoczyć na basen.
Co dalej? W którą pójść stronę? Pływak tak jak biegacz, żeby
nie zacząć się cofać, musi się stale rozwijać. W tej materii chyba
wyeksploatowałem już jutuba do granic możliwości. Teraz muszę znaleźć kogoś
mądrego, kto podpowie mi jak urwać z tego wyniku jeszcze ze dwie, trzy minuty.
Nie da się ukryć, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Ale co? Ja nie dam rady?
Plan
No właśnie... To powinno być na początku. Od tego trzeba
zacząć. Plan. Plan. Muszę mieć plan.
Ten co był dotychczas jest do kitu. W sumie nazywać to planem jest trochę na
wyrost. Miałem proste założenie: jeździć, biegać i pływać tygodniowo minimum
tyle ile mam do zrobienia na zawodach. Po najmniejszej linii oporu. To nie był dobry plan. Muszę mieć dobry plan.
Teraz to się musi zmienić. Bez planu jak bez ręki. Szamoczesz się jak gówno
w betoniarce. Plan być musi i basta! I to dobry. Do it… do końca sezonu 2:40:00
w ćwiartce ma pęknąć, bo inaczej sam wiesz.
Ehhh, Wy i te Wasze triathlony... :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę i podziwiam!:)
To trochę jak ja tobie tych biegów na orientację :)
UsuńBrak siły wychodzi właśnie na bieganiu - tak samo jak po 34km maratonu. No i brak zakładek też;) To kolosalna różnica biec vs biec po mocnej jeździe rowerem. Pierwsza zakładka była dla mnie masakrą, druga trudnością, a czwarta przyjemnością.
OdpowiedzUsuńCo do tętna to ja mam podobnie - układ mięśniowy na rowerze jest słabszy od wydolnościowego i dlatego. Na rowerze HR max mam jakoś nieco ponad 170, w bieganiu 192. Zapier..., zapier... i jeszcze raz zapier... trzeba;)
Hmmm czyli mam szansę z tym pływaniem i mogę nauczyć się z TV :P
OdpowiedzUsuńJak nie da rady telewizja albo jutjub, to jest też seria książek w stylu "Nauka pływania w weekend" (uczą też m.in. paralotniarstwa ;)
UsuńTak serio, to polecam jednak wziąć instruktora. Ja potrafiłem pływać. Chodziło raczej o udoskonalenie techniki.
W sumie mogę dać Ci mój plan. Jest prosty, nieskomplikowany i nazywa się "konsekwentne napierdzielanie" ;)
OdpowiedzUsuńZgodnie z zasadą "najprostsze rozwiązania są najlepsze" mój plan był podobny i brzmiał "konsekwentne napierdzielanie w niewielkim wymiarze" :) Nie sprawdził się. Teraz będzie bardziej skomplikowany.
Usuńdla mnie i tak jesteś Miszczem!
OdpowiedzUsuń