24 lipca 2013

Syndrom stu złotych

To gnojek ten triathlon. Bez skrupułów czyści mi portfel. Nie żadne drobne kieszonkowe. Tu stówka, tam pięć dyszek. Już w pewnym momencie myślałem, że padłem ofiarą rumuńskiej mafii, która zeskanowała pasek do mojej karty i opróżnia mi konto po trochu. To jednak mój multidyscyplinarny przyjaciel uwziął się na moje pieniądze i ciągle mu mało.

Wchodzimy z triathlonem do sportowego. Tak popatrzeć. Może jakieś ciekawe nowości się pojawiły. On bez ceregieli ciągnie mnie za rękaw na odpowiedni regał. Chociaż, by szarpać przestał. No chodź. Tylko popatrzymy. Podchodzimy. Pokazuje palcem i mówi kup. Do diaska triathlon, ale mówiłeś, że popatrzymy. Kup. Nie musimy mieć wszystkiego od razu. Spokojnie. Sukcesywnie skompletujemy sobie cały niezbędny sprzęt. Kup mi, kup mi, kup mi. Plizzz. Triathlon, ale tłumaczę ci, że teraz mamy inne wydatki, a to może poczekać do następnego miesiąca. Poza tym kupiłem ci ostatnio to i tamto. Systematycznie będziemy uzupełniać braki. Rozumiesz, prawda? Uhm... Bierze za rękaw ciągnie do innego regału. Kup. Ale przecież ci tłumaczyłem przy tamtym regale, prawda!? Że nie, że ja tu wszedłem na rekonesans, a nie na zakupy. Tak, ale to co innego. Kup. Kurczę, a chociaż magiczne słowo? Przy-da-sie. Dobra, to weźmiemy tylko tę jedną rzecz i wychodzimy. Jak się cofnę pamięcią, to tak jest praktycznie za każdym razem.

Kolega kiedyś powiedział mi, że z żoną mają właśnie "syndrom stu złotych". Kończyli urządzanie domu. Już byli w ogródku, już witali się z gąską. Niby wszystko skończone, można się wprowadzać, ale to jeszcze jakąś kratkę trzeba kupić, a to jakiś przewód, czy inną listwę. Tu czegoś zabrakło, tam się skończyło. Pierdoły bez których niby można się obejść, ale potrzebne, żeby sprawnie funkcjonować i żeby domek był na cito. Każda z nich kosztuje niewiele, przysłowiowe poniżej stu złotych, więc wydatek tak bardzo nie boli. Jednak te stówki zbierają się w tysiące, a potem formują w większe grupy skutecznie rujnując przyjęte wcześniej założenia finansowe.

Mam to samo, tyle że nie z domem, a z triathlonem. Czemu nikt mnie nie uświadomił, że nawet po przejściu kamieni milowych w postaci roweru i pianki nie zaznam finansowego spokoju? Podsumowania które znalazłem w sieci np. takie jak TO mówiły, że triathlon, to sport dla każdego i wbrew pozorom nie wymaga dużych finansowych nakładów. No więc... można je sobie w buty włożyć. Bo gdzie np. znajdują się na tych listach koszyczki na bidon? O bidonach nie wspominam. A bagażnik na szosówkę? Przecież jakoś ją trzeba przewieźć. Niby można w bagażniku, ale rozkładanie roweru na części pierwsze jest nieco kłopotliwe. Tylko jedna koszulka i jedne spodenki do treningu? Wolne żarty. Ja rozumiem, że trzeba zachęcać ludzi do uprawiania sportu, ale może warto być wobec nich szczerym. Jak sobie spojrzę na zestawienie tego, co do tej pory kupiłem, żeby triathlon nie marudził, to mi się włos na głowie jeży.

PŁYWANIE
  • pianka
  • okularki
  • zatyczki do uszu
  • łapki
  • pullbuoy (deska ósemka)

ROWER (tu były największe braki)
  • szosówka (używka od kuzyna)
  • koszyki na bidony
  • bidon (jeden miałem z biegania)
  • torba pod siodełko na dętki i narzędzia
  • łyżki do opon
  • scyzoryk multitool
  • zapasowe dętki (dobrze mieć dwie)
  • pompka stacjonarna, która jest w stanie dobić koło do 6 bar
  • pompka na treningi i zawody (doczepiana do roweru)
  • kask
  • koszulki z krótki rękawem - min. 2 szt.
  • koszulka z długim rękawem
  • spodenki z pampersem - min. 2 szt.
  • rękawiczki rowerowe bez palców
  • rękawiczki pełne
  • pedały spd
  • buty spd

BIEGANIE
W zasadzie bezkosztowo, bo miałem pełne wyposażenie, ale jak ktoś nie ma, to:
  • buty
  • spodenki min. 2 szt.
  • koszulki min. 2 szt.
  • skarpety
  • czapeczka z daszkiem
  • zegarek
na jesień dochodzą jeszcze: kurtka, legginsy, rękawiczki, czapka.

Gdybym chciał, to przeliczyć na piwo... może sobie daruję, bo się poryczę. A ja naprawdę jechałem po kosztach. Żadne artykuły z górnej póły. No tak, a gdzie w tym wszystkim jeszcze triathlonowy strój startowy, co się elegancko mieści pod piankę? A trenażer rowerowy żeby zasuwać zimą? Jak to "gdzie"? Czekają następne w kolejce do kupienia.

W tym miejscu triathlon szepcze na ucho. No przestań. Wiele z tych wydatków ponosisz tylko raz. Ty nie daj się nabrać. Czujny bądź. Pamiętaj, że to łasy na kasę gość. Im więcej trenujesz, tym bardziej wkręcasz się w daną dyscyplinę. Co za tym idzie, coraz więcej wymagasz od siebie i od sprzętu. Poza tym sprzęt się zużywa, więc z czasem trzeba będzie go wymienić. Triathlon to trzy różne dyscypliny i do każdej trzeba mieć odpowiedni sprzęt na trening i na starty. Weź więc sobie najtańszą z nich. Przyjmijmy takie bieganie i pomnóż wydatki, które na nią ponosisz razy trzy.  Sporo? To powiem ci, że to i tak będzie mało, więc dołóż jeszcze trochę.

Triathlon tani nie jest. Tanie jest wino w kartonie, a nie triathlon. Koniec kropka. (Choć sam twierdzi inaczej.)


7 komentarzy:

  1. Spodenki z pampersem wzbudziły moje niekłamane zainteresowanie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Temat rzeka:)

    Zarówno Ci lansujący tezę, że nie jest tak drogo jak i Ci, którzy z kolei mówią że jest wręcz przeciwnie mają swoje argumenty i można długo dyskutować.
    Są obszary gdzie można zaoszczędzić ale niekiedy trzeba sięgnąć głębiej do kieszeni.

    Na pewno jest tak, że im bardziej wkręcamy się w trening, włazimy na większe intensywności i chcemy poprawiać wyniki to wiąże się to z większym wydatkiem. Chcemy mieć lepsze, mocniej profesjonalne ogólnie bardziejsze ale też trzeba przyznać, że te wybory są wtedy bardziej świadome.

    Ja mam również tak, że zawsze jest coś czego mi jeszcze brakuje, a to kompresja, a to buty trailowe, a to lekkie treningówki, a to rękawki na ręce itd. Gdzie muszę dodać, że trenuję tylko bieganie.
    Aczkolwiek w przyszłym tygodniu wyciągam rower z piwnicy, oddaje na serwis i kto wie czy za rok nie będę mieć rozterek podobnych do autora wpisu;).

    Podsumowując: granicą jest zasób naszego portfela i akceptacja najbliższych.

    Ps. Błazej a możesz napisać jak to jest z samymi zawodami, ile tak średnio kasują za wpisowe?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z zawodami triathlonowymi jest podobnie jak z biegowymi. Cena zależy od popularności imprezy, dystansu na którym startujesz i wyprzedzenia z jakim decydujesz się na start w danej imprezie.

      Te najpopularniejsze imprezy cenią się i tak np. za start w Malborku na 1/4 IM płaciłem 180 zł i to tylko dlatego, że zapisałem się tuż po otwarciu zapisów (4 miesiące przed startem). Sieraków już teraz za start na dystansie 1/2 IM chce 250 zł (o ile opłacisz do końca września start, który będzie 31.05.2014!).

      Jednak są też imprezy mniejszej rangi. Np. tegoroczny debiutant, czyli Triathlon Przechlewo ustanowił opłatę w wysokości 50 zł. Jednak trzeba sobie powiedzieć otwarcie, że tak niskie startowe to rzadkość.

      Usuń
  3. Bo Ty jesteś triathlonista na wypasie :P trzeba mieć twardą dupę i płacić albo jeździć bez pampersa! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przekonanie o twardości własnego dupska maleje wprost proporcjonalnie do ilości przebytych danego dnia kilometrów :)

      Usuń
  4. No, ale kto lubi wino z kartonu.... jak iść, to na całego :)Pewnie kilku gadżecików nie musiałeś kupować, ale ogólnie dobry sprzęt jest ważny. Ja np chciałam zaoszczędzić kupiłam buty do biegania za 20 eurasów i teraz po BPW mam czarne paznokcie :( Zabawny, fajny post!

    OdpowiedzUsuń
  5. Błażej można tanio, ale ten diabeł nie da tanio. Też mnie w tym roku dopadł i wydrenował drań. Niby mówię mu ciągle nie, ale on chyba już PIN do karty zdobył i sam na zakupy chadza :P

    OdpowiedzUsuń