27 września 2014

Debiutanci czujcie się wyjątkowi!


"Bieganie się umasowiło", "Bieganie przestało być elitarne" i inne takie pierdu-pierdu gadanie ludzi, którzy zza biurek starają się komentować zastaną rzeczywistość. Często spotykam się ostatnio z głosami, że "teraz każdy biega maratony". Najczęściej ze strony osób, które same nie biegają. Może to wynika z tego, że biegania jest w mediach od pewnego czasu na tyle dużo, że utraciło pewną aurę tajemniczości na rzecz masowej popularności. Nawet nie tak dawno na blogu Wojtka Staszewskiego przeczytałem słowa, które trafnie opisują zmiany zachodzące w środowisku biegaczy:
10 lat temu samo bieganie budziło szacunek, a maraton naprawdę robił  wrażenie. (...)
Teraz już tak nie jest. Biegasz maratony? Ok, fajnie. A jaką masz życiówkę, bo ja zrobiłam w tym roku 3:50?

Faktem jest, że frekwencja biegów ulicznych rośnie w lawinowym tempie. Na popularnych dystansach takich jak 10 km nawet o kilkaset procent rocznie. Pięć tysięcy ludzi na popularnej dyszce już nikogo nie dziwi. Jednak w miarę wydłużania dystansu ta liczebność maleje.

Przeprowadziłem eksperyment. Mam 262 znajomych na facebooku. 39 z nich wystartowało w ciągu ostatniego roku lub dwóch w co najmniej jednym biegu na 10 km. Raptem 12 z nich przebiegło maraton. To daje jakieś 4,5% całości i mniej niż 1/3 z biegających. Spróbujcie zrobić to samo. Podejrzewam, że wyniki będą się niewiele różnić.

Jutro o 9:00 rano z mostu Poniatowskiego kolejny raz wystartuje największy maraton w Polsce - Maraton Warszawski. Pobiegnie w nim dziesięć tysięcy biegaczy. Wydaje się, że to bardzo dużo. To jednak nic przy 38,5 mln mieszkańcach Polski. W 2013 roku bieganie.pl sporządziło ciekawy maratoński raport. Wyszło im wtedy, że rok wcześniej atestowane maratony w Polsce ukończyło 18,4 tys. ludzi. Co stanowiło dwukrotny wzrost w stosunku do roku poprzedniego. Nawet jeśli optymistycznie przyjąć, że liczba maratończyków rośnie o ponad 9 tysięcy rocznie to i tak jest to liczba niewielka.

Do czego zmierzam. Drodzy debiutanci, jeśli startujecie jutro Warszawie, czy za dwa tygodnie w Poznaniu albo gdziekolwiek na świecie w maratonie i go ukończycie, będziecie mieli absolutne prawo czuć się kimś wyjątkowym. Nieważne, czy zrobicie to poniżej trzech godzin, czy w sześć i pół. Na rozważanie, czy pokonywane przez was kilometry mają jakość, której od siebie oczekujecie przyjdzie jeszcze czas. Staniecie na mecie jednego z największych biegowych wyzwań. Na tyle trudnego, że tak niewiele osób decyduje się je podjąć. To jest wasz dzień i nie dajcie sobie powiedzieć, że jest inaczej. Wchodzicie właśnie do innej ligi biegaczy. Macie absolutne prawo czuć się kimś niesamowitym, bo jesteście niesamowici. Cieszcie się tą chwilą i zapamiętajcie ją na całe życie. Pierwszy raz jest tylko jeden.

3 komentarze:

  1. Zazdroszczę debiutantom. Serio:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze nie teraz ale idę w tym kierunku (debiutanta) i czas faktycznie nie jest ważny

    OdpowiedzUsuń
  3. dobra refleksja! właśnie ostatnio porobiło się coś takiego, że jak biegasz "tylko maraton", a nie daj boże robisz to "powoli", to właściwie jesteś lewizna. a przecież ... te 42km 195m to naprawdę poważny dystans, wymagający nie tylko dobrej formy fizycznej, ale też (a może nawet przede wszystkim) sporej wytrzymałości psychicznej. Bo zawsze pojawi się na trasie zmęczenie, ból, który trzeba pokonać. I niezależnie od tego z jakim czasem, w jakiej formie, ale każdy kto się pojawi na mecie, jest zwycięzcą, bo wygrał walkę z samym sobą:) a debiut w maratonie .... szkoda, że pierwszy raz może być tylko jeden, bo chociaż to co się dzieje na mecie jest zawsze nie do opisania, to za pierwszym razem jest i tak wyjątkowo niesamowite!:)

    OdpowiedzUsuń