3 września 2013

Urlop od biegania, czy urlop z bieganiem

Każdy, nawet najpiękniejszy urlop kiedyś dobiega końca. Odkąd biegam w pamięci zawsze mam pierwszy dzień. Ta chwila, gdy budzę się rano. Przecieram zaspane oczy. Powieki jeszcze delikatnie kleją się do siebie niczym przepocony podkoszulek Indiany Jonesa do ciała Harrisona Forda. Budzik nie dzwonił, ale wiem, że nie powinien. Powinienem przetoczyć się leniwie do kuchni po kubek z kawą, ale nie... myśli już zaczęły bieg. Hulają sobie szaleńczo po zaspanej głowie. Kłębią się i bzyczą nieznośnie, co rusz żądląc sumienie pytaniami o treningi. Jak tak ma wyglądać każdy poranek, to ja chromolę.

Urlop od trenowania

Dlatego lepiej wcześniej zadać sobie pytanie, czy trenować, czy nie? Odpowiedź nie jest tak do końca oczywista. Urlop dla osoby regularnie trenującej i startującej to okres, który jeśli nie jest odpowiednio wcześniej zaplanowany może stać się zmorą. Z relaksu przeistacza się w czas w którym jesteś poddawany nieustannej presji. Ciągłym naciskom. Z jednej strony presja rodziny, która choć zapewnia cię, że "wcale nie" to jednak liczy, że spędzisz z nimi więcej czasu niż tylko te kilkadziesiąt sekund, gdy przesiadasz się z roweru na buty do biegania. Która choć tego krótkiego wycinku w roku wolałaby nie układać pod twój plan treningowy. Taki urlop... wiesz... "jak normalni ludzie". Ty już oczyma wybujałej wyobraźni widzisz siebie w klapkach kubota, gdy jak przeciętny rodak robisz sobie wolne od wszystkiego poza obsługą grilla. Masz wylane na plany, założenia i starty. W końcu świat się nie zawali. Czy to aby możliwe? Czy kiełbasa nie otłuści ci łydek, a wypite piwo nie zatopi żmudnie budowanej formy? Możesz mi wierzyć. Zaaplikowałem sobie ten typ w maju. Siedem dni laby. Dni bez pracy i treningów. Mój plan treningowy runął w gruzach. Moje poukładane życie wywaliło się do góry nogami, ale kurcze... warto było. Dzięki detoksowi już wiem, że nie ma dla mnie ratunku. "Cześć. Mam na imię Błażej i jestem uzależniony od ruchu." Po takim odwyku człowiek cieszy się na myśl o treningu, jak pies na widok piłeczki. Stęskniłem się na tym urlopie za bieganiem. Stęskniłem jak-nie-wiem-co. Fajnie żeglować przez tydzień, ale biegać fajnie przez resztę roku. Co więcej taki odpoczynek nie odbił się na formie, a do treningów wróciłem dużo chętniej i bardziej zaangażowany.


Urlop z trenowaniem

Z drugiej strony wewnętrzny trener nieustannie pokazuje ci plan startów, cele i tabele treningowe sugerując delikatnie, że jak sobie odpuścisz ten tydzień lub dwa, to o życiówkach na jesieni możesz zapomnieć. A ten triathlon, co to sobie na początku września wymyśliłeś, to ciesz się jak przetrwasz. Niestety tak się głupio składa, że wakacje przypadają na okres bardzo intensywnych przygotowań do jesiennych startów. Skoro się zobowiązałeś to jednak wypadałoby być konsekwentnym. Napierasz więc ile fabryka dała robiąc sobie z urlopu coś na kształt obozu sportowego. Tym razem, to ty wywierasz presję na familię, znajomych i całe otoczenie. Wczasy wczasami, ale ty masz trening i jakoś te dwie godziny lokalne atrakcje muszą poczekać. Nie musisz się ograniczać, teraz masz czas, żeby zrealizować wszystkie jednostki treningowe na które do tej pory nie miałeś czasu. Nawet niedawne marzenia o trenowaniu dwa razy dziennie przeistaczasz w rzeczywistość. Katujesz swój organizm i jesteś zadowolony, bo z każdym kolejnym dniem czujesz nadprzyrodzone moce, które wchodzą w kolejne partie mięśni. Jedyna myśl, która budzi niepokój wraz z upływem dni, to "jak my się spakujemy?". Masz w pamięci, to ile rzeczy przytaszczyłeś ze sobą. Torby dzieci, torba żony, twoja torba i torba triathlonu. Buty do biegania i na rower, cała gama ciuchów, pianka do pływania przecież gdzieś się muszą pomieścić. Do tego jeszcze kask, pompka i inne niezliczone akcesoria. Na sam koniec niczym wisienkę na tort załadujesz na dach swój rower. Lekko nie będzie, ale skoro w jedną stronę się udało, to w drugą też musi się udać. Wracasz upodlony, ale szczęśliwy i już odliczasz dni kiedy zaczniesz spijać śmietankę.

Model niebezpieczny

Jest jeszcze jeden model, który nazywam "modelem pośrednim". To model w którym nic nie zostało zaplanowane i uzgodnione przed urlopem. Każdy dzień jest walką o to czy trenować, czy nie. Ile trenować i jak. Generalnie z takiego trenowania wychodzi wielka kupa, bo ciągłe kompromisy szatkują plan treningowy niczym Pascal cebulę. Jeśli już uda się wywalczyć czas na trening, to są one robione bez odpowiedniego zaangażowania co odbija się na ich jakości. Model pośredni choć dość popularny stara się jedynie załagodzić występujące wyrzuty sumienia, co może prowadzić do poważnych chorób psychicznych.

Na pytanie, o treningi w czasie urlopów lepiej odpowiedzieć sobie samemu jeszcze przed wolnym i konsekwentnie się tego trzymać. Inaczej wyjdzie model pośredni, a przecież nikt nie lubi stać okrakiem. Zwłaszcza nad żyletką.


4 komentarze:

  1. Jak dotąd, wyjazdy wakacyjne planowałam tak, aby nie odbywały się w trakcie przygotowań do jakiegoś startu. Buty do biegania brałam ze sobą, ale z tym bieganiem było różnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałem podobnie w poprzednich latach, ale uznałem to za odmianę "modelu pośredniego". W tym roku powiedziałem sobie nigdy więcej.

      Usuń
  2. Model mojego urlopu (od 3 lat taki sam): Pieniny, Słowacja - Tatry Wysokie, Polska - Tatry. Pokrzyżować ten plan może tylko pogoda, co w tym roku uczyniła - zwłaszcza w Tatrach polskich pokazując środkowy palec, na którym wisiały chmury, z który radośnie padał deszcz. Ów deszcz zawrócił nas ze szlaku na Kościelec, bo życie nam miłe i nie chcieliśmy trafić do kronik TOPR-u. Podobnie było na Słowacji, choć przynajmniej nie padało: ziąb i przemoczone od ciągłego brnięcia w chmurach ubrania zmusiły nas do kapitulacji na Sławkowskim Szczycie. Udało się zdobyć jedynie w dobrym stylu Bystrą Ławkę (w zeszłym roku wiatr i ogólny armagedon nie pozwoliły nam dojść nawet do połowy drogi) i Rysy (prawie jeden cały dzień pięknej pogody). Dużo się chodziło, dziennie 20km, co rozgrzeszało radosne wspieranie słowackiego przemysłu browarniczego i pochłanianie potraw regionalnych w rozlicznych knajpach.

    I tak jeszcze trochę nie w temacie, bo chciałam się z kimś tym podzielić. A mianowicie, w górach najlepiej sprawdziły mi się: buty biegowe Kalenji i ubrania biegowo-outdoorowe z różnych kolekcji Tchibo. Buty z racji tego, że najwyraźniej moje stopy lubią popracować same i nie znoszą sztywnej i twardej podeszwy, a ubrania - najszybciej schły, nie przesiąkały smrodkiem potowym, były najlżejsze i najbardziej kompaktowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy takim urlopie pewnie nawet się nie myśli o bieganiu. Trochę zazdroszczę :)

      Usuń