15 lutego 2013

Ma być moc i kaloryfer

Miałem napisać kilka słów o tym jak zajebiście jest na obozie w słonecznej Kalifornii, ale odkąd Lance wysypał się u Opry, wspólne treningi stanęły pod znakiem zapytania. Skoro nawet Matthew McConaughey nie chce z nim biegać, to mi tym bardziej nie wypada. Niby miał nie wydać kto jeszcze brał EPO, ale doszły mnie słuchy, że moja niedawna życiówka z Gdyni stanęła pod znakiem zapytania.
 
Wiadomo - passé. Cieakwe co było w kubku? ;) (zdj. WireImage/Getty)

Nie ma co drzeć szat, bo są większe problemy na świecie: AIDS, abdykacja papieża (zestawienie jest przypadkowe - przyp. red.), moje zakwasy po sobocie i kałdun. Jako, że czuję się odpowiedzialny za losy świata, postanowiłem wziąć się przynajmniej za dwa ostatnie. Założenia są proste: ma być moc i kaloryfer. Do realizacji planu zaangażowałem pomocnika - czajniczek kettlebell.

Kałdun w rzeczy samej.

Będzie więc tak. Do planu dochodzi raz w tygodniu trening siłowy, według sprawdzonego zestawu:
  • swing x 25
  • clean & press x10 (na każdą rękę)
  • przysiady x 10
  • burpees x 10
  • v-up x 10
Trzy takie serie. Przerwa dopiero po całej serii ćwiczeń. Do tego po trzeciej serii dochodzi zestaw ćwiczeń z gimnastyki siłowej jak na załączonym filmiku:


Do roboty!

2 komentarze:

  1. Kaloryfer fajna rzecz ;) Mój się chowa jeszcze pod warstwą tłuszczyku, ale co jak co, mięśnie brzucha mam solidne ;)

    OdpowiedzUsuń