8 lipca 2014

Do Poznania po trupa

Opłacało ci się tyle kilometrów jechać po trupa? - to pytanie padło przynajmniej kilka razy. W zasadzie to nie brzmiało dokładnie tak, bo czy ja planowałem tego trupa? Nie planowałem. Czy trupa można zaplanować? Niby można, ale ja trupa planuję prawie zawsze, a on czasem jest, a czasem go nie ma. Trup wychodzi spontanicznie. Ot coś zaskoczy, sprzęgnie się coś i jest. Trupi trup. Blady i bez życia. Leży sobie za metą. W ogóle dobrze, że leży za metą, a nie przed.

Nad trupem chodzi Wybiegany i pyta, czy lać? Trup uchyla jedno oko pytająco spoglądając na czym to lanie miałoby polegać. W pysk zebrać na własne życzenie to raczej kiepska sprawa. Nawet dla trupa. Leży sobie ten trup i myśli, że w sumie to przyszedł trochę za wcześnie. Dokładnie kilometr za wcześnie. Jest jak gość, który zjawia się na imprezie pół godziny przed czasem i dziwi się, że jeszcze wszystko w proszku, a gospodarze jakby bardziej nerwowi. Z trupem jednak to bardziej kłopotliwa sprawa, bo trup rzadko przychodzi w odpowiednim momencie. Raz jest za wcześnie, a czasem nie zjawia się wcale. Taki to już tajemniczy gość z tego trupa. Trup bowiem jest wypadkową wielu elementów: dyspozycji dnia, temperatury, ciśnienia, wiatru, znajomości możliwości własnego organizmu. Jak widzicie trup jest bardziej skomplikowany niż początkowo mogłoby się wydawać. Czy więc można po trupa od tak sobie przyjechać? To po co ja jechałem do tego Poznania? Żeby przebiec 10 km? Otóż nie.

Zaczynałem biegać, żeby wrócić do formy. Nie chciałem wcale gubić kilogramów, bo tych nie miałem w nadmiarze. Nie chciałem biegać maratonów, robić triathlonów i ścigać się z czasem. To wszystko przyszło z czasem. Chciałem nie dyszeć jak kowalski miech wpadając do autobusu. Chciałem wytrzymywać trochę więcej niż marne dziesięć minut zabawy z dziećmi. Ot co. Nic wyszukanego. Proste, zwyczajne oczekiwania.

Dzisiaj jednak bieganie jest pretekstem. Pretekstem do tego, żeby zdrowiej się odżywiać. Żeby wstać czasem wcześniej z łóżka. Żeby spędzać więcej czasu na powietrzu. Żeby się zagubić i odnaleźć. Znaleźć chwilę dla siebie w napiętym jak plandeka w Żuku grafiku dnia. Żeby złamać sztampę codzienności. Żeby machnąć ręką i się uśmiechnąć do nieznajomego. Do tego, żeby ruszyć się z domu, odwiedzić znajomych rozsianych po Polsce, coś zobaczyć i jeszcze więcej przeżyć. Przede wszystkim jest jednak pretekstem do tego żeby poznawać nowych, fajnych ludzi i wreszcie, żeby z tymi ludźmi coś fajnego zrobić.


3 komentarze:

  1. Ale żeś to ładnie napisał... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To jeśli więc dystans będzie dłuższy a grono znajomych większe to i trup może być bardziej trupi - szykuj kroplówkę na jesień :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie napisane :) I wszyscy przecież węszyli trupa w tym wyjątkowym układzie... jak ja zazdroszczę takiego ścigania... :)

    OdpowiedzUsuń