24 października 2013

Za niewielkie pieniądze złożę sprzęt do triathlonu - między popularyzacją, a rzeczywistością

"Za niewielkie pieniądze złożę sprzęt" - to nie początek ogłoszenia na Gumtree, ale zapowiedź eventu traithlonowego, który Maciej Dowbor zamierza zorganizować w przyszłym roku. Z niecierpliwością czekam na wspomniane wydarzenie ponieważ dawno żadna zapowiedź z tri-świata nie wzbudziła we mnie tak mieszanych uczuć.

rys. Matt Collins
Kaprys celebryty, który chce udowodnić, że nie jest snobem? Raczej nie, bo za Maćkiem Dowborem stoją jego nie-byle-jakie wyniki. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że dla wielu triathlonistów (w tym dla mnie) pozostają w sferze marzeń. Poza tym nawet gdyby było go stać na bóg-wie-jaki sprzęt, a tego nie wiem, bo nie jestem księgowym Maćka Dowbora, to i tak każdy, kto choćby liznął sportu wie, że buty same nie biegają, a rower sam nie jeździ. Jak nie ma mocy, to pieniądze na nic się zdadzą. Choćbyś wydał fortunę, to ten super rower, najnowsze buty i ekstra piankę czymś trzeba napędzić. Najpewniej właśnie człowiekiem.

Pokazanie, że sprzęt ma znaczenie drugorzędne, to jest jak się wydaje jeden z celów zapowiadanej na przyszły rok akcji. Cel jak najbardziej szczytny i trafiający w sedno sprawy, bo w nakręcanym przez producentów sprzętu wyścigu zbrojeń zatracamy gdzieś radość z uprawiania ulubionej dyscypliny. Do głów tłoczy się nam, że jak nie kupimy sobie tego wszystkiego, co widzimy na kolorowych zdjęciach w internecie, to jesteśmy gorsi i możemy z domu nie wychodzić, bo wstyd, ujma i bez sensu. Z takim podejściem trzeba walczyć i tylko przyklaskuję jeśli bierze się za to ktoś publicznie znany, bo siła medialnego przebicia takiej osoby jest zupełnie inna.

Drugą stroną tego medalu, dodajmy stroną, która budzi moje większe wątpliwości, jest chęć udowodnienia, że triathlon to nie jest sport drogi. Wstępne założenie projektu jest takie żeby wydać "tysiąc - tysiąc pięćset złotych na zorganizowanie całego sprzętu" niezbędnego do debiutu w triathlonie. Założenie jest bardzo ambitne, jeśli nie karkołomne, nawet jeśli sprzęt będzie pochodził z drugiej, a nawet trzeciej ręki. Przyjęta kwota jest niewielka zważywszy, że na start w imprezie triathlonowej składa się bardzo wiele elementów. To nie tylko rower, pianka i buty do biegania, ale ogromna ilość niby mało znaczących dodatków, które sprawiają, że wpadamy w opisywany wcześniej przeze mnie syndrom stu złotych.

Załóżmy jednak, że się uda, że przyjęta kwota wystarczy na zebranie sprzętu, to obawiam się, że będzie to sprzęt jedynie na debiut. Góra jeden sezon. Skąd moje obawy? Ano stąd, że nawet średniej klasy sprzęt... Ba! Nawet używany rower szosowy średniej klasy, to wydatek przekraczający przyjęty budżet. Chcąc więc zmieścić się w założeniach trzeba postawić albo na nowy sprzęt bardzo wątpliwej jakości, albo bardzo zużyty z drugiej ręki. Jeden i drugi w znacznej części będzie się nadawał do wymiany po jednym sezonie. Przecież zakładany tysiąc pięćset złotych, to dla wielu amatorów nie są małe pieniądze. Dlaczego więc zachęcać ich do wyrzucania ich w błoto? Czy nie lepiej wprost powiedzieć jakie są rzeczywiste koszty?

Przypomina to trochę socjosztuczki stosowane przez niektóre firmy, które chcą złapać klienta na atrakcyjne promocje. Niby na początku jest różowo, bo promocyjnie i tanio, a jak już jest umowa podpisana to się okazuje, że tylko przez kilka pierwszych miesięcy. Wielu klientów nie wycofa się w połowie drogi, co nie zmienia faktu, że będą się czuli oszukani. Piękno sportu warte jest szczerego i otwartego mówienia ile i co kosztuje, tak jak to choćby robi Iwona Guzowska, która ostatni sezon swoich startów oszacowała na 30 tysięcy złotych. Jest to drugi biegun triathlonowego świata z wyjazdami zagranicznymi, trenerami, a co za tym idzie wydatkami, które kilkukrotnie przekraczają przeciętną. Jednak nawet przy założeniu, że tri-amator wydaje średnio dziesięciokrotnie mniej to i tak jest sporo.

Mam (być może złudną) nadzieję, że na ołtarzu popularyzacji triathlonu nie zostanie złożona zwykła ludzka uczciwość.Czekam z ciekawością na rozwój akcji i dalsze szczegóły.


11 komentarzy:

  1. Ciekawe, jak zamierza to liczyć. Czy zakup czepka, okularów (co 90% osób gdzieś w domu ma) też uwzględnia? Taka akcja jest spoko, ale pod warunkiem, że zostanie powiedziane, ile to rzeczywiście kosztuje. Czyli: zobaczcie, można za 1,5K zł zostać półajronmenem, ale jeśli się wkręcicie to liczcie się z tym, że wydacie na tri co najmniej 18-20 tys. zł.

    Swoją drogą, jestem przekonany, że wśród uczestników każdych zawodów nie brakowało takich, którzy mieli sprzęt jeszcze tańszy. Kwo był gwiazdą Poznania? Adam, który przejechał 90km na Wigry 3:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krasus, moim zdaniem można i wystartować w oparciu o to co się ma w domu, ewentualnie pożyczy, czyli praktycznie bezkosztowo. Jednak przekonywanie, że można niskobudżetowo kompletować sprzęt jest troszkę mydleniem oczu, bo co z tego, że ktoś wyszarpie z domowego budżetu te 1,5 tys. i kupi sprzęt skoro wiele z tych rzeczy nie przetrwa próby treningów i zawodów. Przykładowo, chciałem przyoszczędzić na głupiej sprawie: koszyczkach na bidony, w związku z czym wymieniałem je dwa razy, bo się połamały wydając w efekcie więcej niżbym wydał kupując raz porządne. Takich przykładów można mnożyć.

      Usuń
  2. Da się :) Pierwszy triathlon mojego męża -pływał bez pianki w kąpielówkach po prostu, na drugi piankę pożyczył w sklepie, chyba dokupił sobie już strój - ale z braku kasy jeden z tańszych, który dalej dobrze mu służy. Rower - stara kolarka, kupiona zresztą swego czasu nie do triatlonu za 400?500? zł - coś koło tego. Nawet ja z niej korzystałam na duathlonie :) Czepek, okularki - ok, kupione, buty do biegania - kupione. Cała wartość sprzętu zdecydowanie poniżej 1,5 tys zł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, pytanie brzmi, czy część sprzętu będzie pożyczana, czy cały sprzęt niezbędny do startu ma zostać kupiony za wspomnianą kwotę? Drugie, czy jest sens kupować rower pod start za 500 zł, skoro na kolejny sezon i tak go pewnie zmienimy na lepszy, czy nie lepiej doradzać jazdę na tym co mamy, ewentualnie pożyczonym?

      Usuń
    2. Myślę, że to zależy od zaangażowania trochę. Mój mąż w zeszłym roku wystartował w dwóch imprezach: w Suszu i Rawie Mazowieckiej, w tym roku podobnie. Na dwa starty rocznie taki sprzęt spokojnie da sobie radę. W piankę nie było sensu inwestować - bo temperatura wody była taka, żę ostatecznie ta pożyczona nie została użyta.
      Jak ktoś się wkręca w zawody tri, startuje częściej - pewnie wcześniej czy później zacznie inwestować w droższy sprzęt - choć to nie on robi wyniki, tylko człowiek. No ok - różnica między jazdą po szosie na góralu, a kolarce - jest potworna. Ale wydaje mi się, że pomiędzy szosówką za 500 czy za kilka(naście) tysięcy aż tak dramatyczna już nie będzie

      Usuń
  3. Czytałam o akcji Macieja Dowbora i pierwsze moje odczucie było, że fajnie, ktoś w końcu spróbuje obalić pogląd, że triathlon jest drogim sportem. Ale jak doczytałam, że autor akcji chce skompletować cały sprzęt i zmieścić się w kwocie 1500zł to już lekko zwątpiłam w powodzenie przedsięwzięcia. Ok, można nie kupić stroju do tri, jechać w rowerowym, biec w biegowym, piankę wypożyczyć (to też kosztuje niemało z tego co wiem i w dodatku pobierana jest kaucja) lub płynąc bez. No to kwestia roweru: najtańsze nówki w decathlonie kosztują mniej więcej 1500zł, pytanie jaka jest ich jakość. Używki na allegro chodzą taniej, ale trzeba umieć trafić odpowiedni egzemplarz. No chyba że się pojedzie na góralu lub wigry 3, jeżeli się ma :) Jedziemy dalej: buty rowerowe, kask, buty do biegania, okulary do pływania... A jeszcze ewentualna czapka na głowę, bidony, koszyczki... To wszystko mieści się w ramach tzw. sprzętu. Pytanie, z czego ewentualnie można zrezygnować, z czym pojechać po kosztach. Ale tu się kłania to o czym piszesz: jeżeli komuś sprzęt w międzyczasie nawali lub tak wciągnie go triathlon, że będzie chciał startować częściej, to będzie chciał/musiał zainwestować więcej. Więc i tak pieniądze wyda, z tym że w późniejszym czasie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przy takim limicie zamiast pedałów zatrzaskowych typu spd - bo za nimi ciągnie się od razu zakup odpowiednich butów, kupiłabym noski po prostu.

      Usuń
  4. Jakkolwiek w triatlon się nie bawię, to i jeżdżę na rowerze, i pływam, i biegam. I powiem jedno - jakkolwiek zasadniczo żaden z tych sportów nie jest jakoś specjalnie drogi, to jednak na samym starcie trzeba w nie zainwestować i nie ma co się łudzić, że zamkniemy się razem z kupnem roweru w tysiącu złotych. Coś takiego nie jest moim zdaniem możliwe, bo chociaż faktycznie używany rower można kupić za bezcen, to jednak trzeba się liczyć z częstymi remontami, a jakoś po trzeciej naprawie niby -nic - niekosztującej jakoś tak przypadkiem można się zorientować, że razem z ceną pierwotną roweru jakoś tak już przekroczyliśmy te tysiąc pięćset złotych. Już nie mówiąc o tym, że nawet najtańsze buty kosztują, cały inny podstawowy sprzęt też + dodatki z opisywanym przez ciebie syndromem stu złotych - niby niewiele kosztujące a po zsumowaniu okazuje się, że ...wydaliśmy majątek. i nie jest to tysiąc pięćset złotych.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cokolwiek i w jakikolwiek sposób Maciek sprzętowo skompletuje w ramach tej akcji, to i tak nie zmieni faktu, że triathlon to drogi sport. Triathlon to drogi sport. Drogi. Koniec kropka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Błażej,świetny wpis! I ciekawa dyskusja. Sam Maciej Dowbor w tym wywiadzie przyznaje, że nie ma górnej granicy jeśli chodzi o wydatki jak również i to, że im bardziej poważnie będziemy ten sport traktować zasobność portfela może być ograniczeniem.

    Odsyłam do ciekawego artykułu http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/sport/1553299,1,triathlon---ulubiony-sport-celebrytow.read gdzie Piotr Netter przyznaje, że Ci z ambitniejszym podejściem muszą liczyć się z wydatkiem około 8 tysięcy.

    Warto też wrócić do spostrzeżeń Pawła Pakuły na Długim Dystansie gdzie napisał między innymi, że w porównaniu do biegania tri jest sportem bardziej gadżeciarskim i niekiedy klasa (tzn tych droższych) tych gadżetów może przesądzać o wynikach. Bieganie pod tym względem jest bardziej egalitarne.

    Niemniej sama akcja Dowbora interesująca i z ciekawością poczytam o jej efektach. Sprowadzając to do biegania, które trenuję można to chyba to porównać do sytuacji gdzie idziesz do Decathlonu, kupujesz Eikideny za 50 zł plus koszulka i spodenki i możesz biegać. Na początek wystarczy ale tylko na początek...

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak na poczatek jako amator bez ciagu do rywalizacji tylko same.starty dla przyjemnosci trzeba miec ok 8-10 tys mowie tu o nowym sprzecie na miare dzisiejszych czasow zamiast noskow pedaly spd zamiast koszulki.z targu bielizna kompresyjna zamiast wigry 3 szosa chocby z karbonowym widelcem bo o czasowce calej w carbonie to raczej nie mozemy w tej cenie skompletowac.Kiedys sobie robilem takie obliczenia amatora i juz zawodowca amatora oczywiscie ktory bedzie startowal dalej w zawodach i nie jest to jego jednorazowy wybryk i wyszlo mi ok 20 tys amator i ok 50 tys zawodowiec mowie tu juz o sprzecie liczacych sie firm typu Orca,zoot,mizumi asics fuji garmin itp bo jezeli ktos chce wystartowac sobie tak jednorazowo to wydatek 20 tys mija sie z celem i moze wystartowac na wigry 3 w gaciach z targu z 10 zl i w trampkach za 20 zl i tez ukonczy zawody .Ale jezeli triathlon ma byc nasza pasja to koszty rosna lawinowo i trzeba sie z tym liczyc sprzet sie niszczy wpisowe na.zawody to nawet kilka stowek trzeba liczyc dojazdy ,noclegi,odrzywki.itp

    OdpowiedzUsuń