Święta nie są od tego, żeby biegać. Święta są od różnych rzeczy. Od tego żeby się obżerać, żeby siedzieć na tyłku więcej niż zwykle. Prowadzić mądrzejsze lub mniej mądre rozmowy z rodziną. Spotykać się ze znajomymi, kielicha strzelić, ale nie od tego żeby trenować.
|
rys. M. Raczkowski |
Raptem trzy dni wolnego, a napinka jakby świat miał się walić. Z telewizji straszą, że jak nie pójdę na spacer, to cholesterol mi skoczy i pewnie niedługo umrę. W radio mówią, że jem za tłusto i będę gruby, a jak będę gruby, to pewnie też brzydki, co może mieć dalsze konsekwencje. Przez "mojego fejsa" przewaliły się tony memów, haseł i zawołań motywujących do wyjścia na trening. Zamknąłem kompa, ale w głowie już się zakisiło. Oni to robią specjalnie! Chcą mi zatruć mózg. Przecież trenuję minimum trzy razy w tygodniu. W sumie kilka ładnych godzin spędzam w ruchu. Zero nadwagi. Pełna sprawność. Ale nie! Powinienem przeprosić rodzinkę, która i tak na co dzień dzielnie znosi moje sportowe fanaberie, założyć buty i przynajmniej pobiegać. Dzięki temu a) nie zawalę planu treningowego b) spalę nadmiar kalorii c) podtrzymam formę d) wyjdę na twardziela, co mu nawet śnieżyca nie straszna. Tylko po co? Czy ja muszę coś udowadniać? Ile będę wolniejszy, jeśli nie pobiegam przez te trzy dni? Czy w ogóle ktoś mi zagwarantuje, że jak będę solidnie trenował przez święta, to na następnych zawodach będę w lepszej formie? Raczej nie. Nawet jeśli okaże się, że przez te kilka dni stałem się wolniejszy, to co z tego. Są w życiu sprawy ważniejsze niż urywanie sekund z życiówki (np. urywanie minut jest ważniejsze ;) ).
Na szczęście święta szybko się skończyły. Naiwnie myśląc, że najgorsze za mną otwieram rano kompa, a tam... od razu pytają, czy nie boję się stanąć na wagę? Yyy.. ? Nie...? Zobaczę kilogram albo dwa więcej i co? Potnę się szarym mydłem? Polecę na trening katować się dopóki nie waga nie wróci do normy? Nic z tych rzeczy. Potraktuję go jako trofeum fajnie spędzonych świąt. Wspomnienie po pysznych ciastach, dobrych mięsiwach i wszystkich tych pysznościach.
Tyle lat było dużo, tłusto i bez ruchu. Populacja nie wyginęła, więc myślę, że i te ani kolejne święta jej nie zabiją. Proszę więc, dajcie się chociaż następnymi nacieszyć.
Chciałam coś napisać, ale się powstrzymię ;P (bo czytam ostatnio książkę o diecie bez pszenicy, więc poczekam z tym do jakiegoś wpisu o odżywianiu).
OdpowiedzUsuńNo coż, z niczym nie można przesadzać ;-) Fajnie napisane!
OdpowiedzUsuńTrue story :)
OdpowiedzUsuń