Zapytacie "dlaczego?". Już spieszę z wyjaśnieniem:
Po pierwsze - góra nie zacina po oczach. Nie sypnie piachem ani śniegiem, nie lunie deszczem.
Po drugie - góra nie ma porywów. To nie kobieta (chociaż rodzaju żeńskiego). Nie zaskakuje nagłymi zmianami.
Po trzecie - góra nie działa znienacka. Nie atakuje z boku próbując cię wepchnąć pod jadący samochód Po czwarte - od biegania pod górę nie robi się zimno. Wręcz przeciwnie, robi się gorąco.
Po piąte - góra wcześniej, czy później się kończy.
Po szóste - góra nie zmienia miejsca. Jest zawsze tam, gdzie była na ostatnim treningu. Nigdy gdzie indziej.
Po siódme - góra nie słabnie, gdy wbiegnie się do lasu.
Teraz już wszyscy mamy pewność, że wiatr na treningu jest do bani. Uprasza się więc moce sprawcze o jego wyłączenie lub zmniejszenie nasilenia do rozmiarów akceptowalnych. Z góry dziękuję. Autor.
Zgadzam się w pełni!! Nic mnie tak nie wkur*wia na treningu jak wiatr....
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMuszę się poprawić :) Dokładnei myślę to samo: deszcz, śnieg, upał, góra - to wszystko nic w porównianiu z bieganiem pod wiatr! Nic tak nie denerwuje mnie jak "pod wiatr"!
OdpowiedzUsuńPozdr.
Kasia