2 lutego 2014

Kreskówkowe inspiracje

Co robi zwykły człowiek po zawodach biegowych? Stara się znaleźć swoje płuca, a potem idzie ze znajomymi coś zjeść i na jakieś piwo. Co robi przyszły mistrz świata? Idzie na trening. Skąd wiem? Widziałem Auta.


Pamiętacie tę scenę kiedy Zyg-Zak McQueen po wykonaniu tytanicznej pracy w postaci naprawy asfaltu w Chłodnicy Górskiej zasuwa trenować w kanionie, żeby pokonać piaszczysty zakręt? Coś podobnego stało się w styczniu. Galen Rupp po pobiciu rekordu USA w hali na 5000 metrów poszedł nigdzie indziej tylko na trening (!) biegać 800 i 400 metrowe odcinki w mocnym tempie.


Szaleństwo? Raczej nie, skoro Rupp pod okiem Salazara trenuje w ten sposób już dłuższy czas i wcale nie odniósł w tym czasie większej liczby kontuzji. Co więcej, dziewięć dni później pobił kolejny rekord USA. Tym razem w biegu na dwie mile.

Czy Rupp pobije w lutym rekord świata na 1 milę? Tego nie wiem, ale przypuszczam, że mamy tu do czynienia z przyszłym mistrzem świata. Skąd te podejrzenia? Otóż:
  • Rupp tak jak Zyg-Zak jest Amerykaninem. Obie historie dzieją się więc w USA.
  • Pamiętacie co zapewniło Zyg-Zakowi wygraną? (W zasadzie prawie - wygrałby, gdyby nie cofnął się po Króla) właśnie manewr opanowany w trakcie treningów, które robił tuż po układaniu drogi. .
  • Obaj trenują pod okiem doświadczonego mistrza. Mentorem Zyg-Zaka był wójt Hudson, który zdobył trzy Złote Tłoki, natomiast Ruppem opiekuje się Salazar, który trzy razy z rzędu triumfował w New York City Marathon.

Czy Rupp inspirował się historią Zyg-Zaka? Nie wiem, ale może ja powinienem poszukać sobie jakiejś kreskówkowej inspiracji? Myślę, że mogłaby mi służyć znacznie lepiej niż patrzenie na mistrzów biegowego lub tri świata. Za nimi stoją sztaby szkoleniowców, pieniądze i badania na które ja pewnie nigdy nie będę sobie mógł pozwolić. Nie mam żalu. Mamy inne aspiracje. Profesjonalni zawodnicy nastawieni są na wynik i gotowi wycisnąć maksa ze swojego organizmu, często kosztem zdrowia na sportowej emeryturze. Ja zaś chcę się cieszyć sportem najdłużej jak się da w dobrym zdrowiu. Gdybym więc chciał trenować jak Rupp, istnieje duże ryzyko, że chociaż jemu to nie szkodzi, ja zrobię sobie krzywdę. Przenoszenie wprost treningów najlepszych na amatorski grunt to duże ryzyko.

Z tego powodu zwracam się ku kreskówkom. Tam nie ma mowy o kalkulacjach, wyliczeniach i laboratoryjnych badaniach. Bohaterowie filmów animowanych kierują się jednym - prawdziwą pasją i wygrywają.  Nierealne? Skoro mój syn wierzy, że Zyg-Zak istnieje, to czemu ja nie miałbym wierzyć, że Rupp zostanie mistrzem świata? Czemu ja nie miałbym się kierować przede wszystkim pasją w uprawianiu sportu? Przecież zwycięstwo nie zawsze oznacza zdobycie tytułu mistrza świata. Nie wierzycie? Spójrzcie na Zyg-Zaka :)

2 komentarze:

  1. Cholerka, wzruszyłam się! Ale chyba każdy z nas ma podobną historię - najważniejsze to wygrać z samym sobą dzięki systematycznej pracy i odrobinie "krejzolki". Wtedy łzy szczęścia gwarantowane, mimo że najczęściej nikt nam medalu za to nie da, a jedynym świadkiem naszego sukcesu jest pulsometr.

    OdpowiedzUsuń